Każde powołanie jest niczym zakochanie, które potrzebuje czasu. Wszystko po to, aby młoda miłość nabrała wybornego smaku. Koneser szczęścia dobrze wie, że jest to długi proces powolnego dojrzewania. O tym, jak początkowe zauroczenie przerodziło się w konsekwentny wybór i o tym, że pierwotna miłość może być nie tylko na początku, opowiedzą nam młodzi małżonkowie Kasia i Piotr Jedlińscy, o. Rafał Myszkowski OCD (43 lata) oraz Henryk i Barbara Kowarscy, którzy w tym roku obchodzili 38. rocznicę ślubu.
Jak ci się wydaje – jakie są zagrożenia w twoim powołaniu? Jak się przed nimi bronić?
Rafał: Grzech. Największym zagrożeniem jest grzech. Najbardziej, jeśli się zadomawia w życiu, a jeszcze bardziej, gdyby był broniony przeze mnie samego. Niewierność ślubom, niewierność modlitwie i misji i wszystko, co może być ciężkim grzechem. Inne doświadczenia są po prostu częścią powołania: rozczarowanie sobą, swoimi zdolnościami, siłami, umiejętnościami; rozczarowanie współbraćmi, lokalnym środowiskiem, w którym na dany moment jestem; albo z innej strony: zakochanie, fascynacja pojedynczą osobą, tęsknota za ciepłem, za byciem jedynym dla kogoś. To wszystko jest częścią powołania, tzn. tej historii, która zaczęła się toczyć od momentu, kiedy to wezwanie usłyszałem. Jest to zagrożenie dla mojego dobrego samopoczucia, dla spokoju, dla rytmu życia zakonnego, dla efektywności pracy duszpasterskiej, dla skupienia na modlitwie itp. itd., ale nie dla powołania. Powtarzam: dla powołania zagrożeniem jest grzech.
Jak się bronić przed tym, co uważam za rzeczywiste zagrożenie powołania, tzn. przed grzechem? Trzymać się Jezusa, nie jak amuletu, ale Jezusa – konkretnej osoby: Boga i człowieka, dającego się w sakramentach, uczącego Ewangelią i poprzez Kościół, zaczepiającego każdego wierzącego swoimi niemożliwymi do wymyślenia przez nas znakami zapytania postawionymi w postaci rozmaitych sytuacji na naszej drodze życia. Mówiącego do nas przez osoby, zwłaszcza te, które reprezentują Go bezpośrednio: przełożeni, spowiednik, współbracia.
W jaki sposób miłość małżeńska dojrzewa, jak ewoluuje miłość?
Piotrek: Dzisiaj nasz związek wygląda zupełnie inaczej niż przed pięciu laty, gdy dopiero się poznawaliśmy. Teraz wiemy o sobie trochę więcej, mieszkamy ze sobą, widujemy się codziennie. Ale z pewnością, gdy pojawią się już dzieci, znowu wszystko się zmieni.
Kasia: Wydaje mi się, że miłość to postawa, nad którą cały czas trzeba pracować. A praca ta wymaga sporego wysiłku obu stron. Każde z nas się zmienia, tak jak wszystko dookoła nas. Ważne, by być na bieżąco ze zmianami, jakie się dokonują w ukochanej osobie. Nie należy wmawiać sobie, że zna się całkowicie swojego męża czy żonę, ale stale się nią interesować i odkrywać na nowo. Nie można zostawić miłości samej sobie, ale wciąż angażować się w jej rozwój.
Barbara: Czasami się dziwimy, że już za nami 38 lat małżeństwa. Wspaniałe dni. Niektórych należy się wstydzić – zawiodłam, nie tak miało być. Inne wspaniałe, wykorzystane okazje. Tajemnica życia, praca nad własnym charakterem, który tak trudno utemperować. I mój kochany mąż obecny obok mnie, mogę na niego zawsze liczyć. I nasza duża rodzina, mieliśmy dwie córki i dwóch synów, a teraz przybyła nam synowa i zięć i na razie dwóch wnuków. Mówimy naszym dzieciom: przekazujemy wam największy skarb: wiarę w naszego Boga, a wy macie zadanie przekazać go kolejnemu pokoleniu. Mając Boga, nie zginiecie. I olbrzymia wdzięczność do wszystkich, których spotkaliśmy w naszym życiu.
Henryk: Jeżeli ma się przed oczyma i w uszach przysięgę małżeńską, to dziś mogę powiedzieć, że pomimo wieku w dalszym ciągu jestem zafascynowany cielesnością mojej żony, a jednocześnie nasza miłość dojrzewała, ewoluowała do takiej pełnej fascynacji duchowością mojej żony.
Rafale, jak dojrzewa miłość w twoim karmelitańskim powołaniu?
Rafał: Odpowiedź na pytanie o miłość jest złożona. Najwięcej wie Oblubieniec. Potem trochę wiem ja, ale nie wszystko z tego, co wiem, powiem. Pozostańmy przy słowie „dojrzewa” – jak miłość dojrzewa? Mogę powiedzieć, że nabiera słodyczy dzięki temu, że jedna strona tej relacji jest niezawodna. Na przykład: tam, gdzie mnie posyła posłuszeństwo zakonne, otrzymuję dowody Bożej opieki, dobroci, leczącego działania łaski. Bardzo pięknym owocem miłości, takiej, która już ma trochę stażu, jest według mnie zaufanie. Zwłaszcza jeśli chodzi o zwyczajne sprawy. Po tylu sytuacjach, w których Bóg okazał się większy od moich obaw, trudno lękać się o elementarne poczucie bezpieczeństwa: czy dogadam się z braćmi, czy będę akceptowany i doceniony przez ludzi ze środowiska duszpasterskiego, czy odległość od bliskich i przyjaciół nie będzie zanadto doskwierać, jak sobie poradzę z czyjąś niechęcią, obojętnością albo nawet agresją itp. Oczywiście pozostają obawy o sprostanie kolejnym zadaniom, które wyznaczają przełożeni, ale i tu wcześniejsze doświadczenie Bożej opieki daje solidny „kapitał początkowy” na podjęcie nowego wyzwania.
Rozmawiali: o. Grzegorz Tyma OCD, o. Paweł Porwit OCD
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.