Każde powołanie jest niczym zakochanie, które potrzebuje czasu. Wszystko po to, aby młoda miłość nabrała wybornego smaku. Koneser szczęścia dobrze wie, że jest to długi proces powolnego dojrzewania. O tym, jak początkowe zauroczenie przerodziło się w konsekwentny wybór i o tym, że pierwotna miłość może być nie tylko na początku, opowiedzą nam młodzi małżonkowie Kasia i Piotr Jedlińscy, o. Rafał Myszkowski OCD (43 lata) oraz Henryk i Barbara Kowarscy, którzy w tym roku obchodzili 38. rocznicę ślubu.
Jak się poznaliście? Czy pamiętacie pierwsze wrażenie, jakie na sobie wzajemnie wywarliście?
Kasia: Poznaliśmy się w Duszpasterstwie Akademickim „Karmel” w Krakowie. Ja byłam wtedy na pierwszym roku studiów, a Piotrek na czwartym. Gdy pierwszy raz się spotkaliśmy, DA przygotowywało się do wyjazdu w góry, a Piotrek był jego głównym organizatorem. Pamiętam, jak dynamicznie chodził po sali z mapą i kartką z notatkami, aby omówić najważniejsze kwestie z duszpasterzem i osobami zaangażowanymi. Wydał mi się wtedy dosyć niedostępny i zapamiętałam go jako „Pana Organizatora”.
Piotrek: Ja natomiast Kasię zauważyłem nieco później, podczas jednej z adoracji Najświętszego Sakramentu, od których rozpoczynają się nasze spotkania DA. Punktualność jest dla mnie bardzo ważna, a Kasia weszła spóźniona, co momentalnie mnie rozproszyło. Uklęknęła obok drzwi, więc od razu pomyślałem o tym, że w ten sposób utrudni wejście innym spóźnialskim. W blasku świec zobaczyłem zgrabną dziewczynę o długich, ciemnych włosach, w glanach, ubraną na czarno. I tak irytacja przerodziła się w zainteresowanie.
Barbara: Byłam na wydziałowych wyborach Miss 8 marca, startowała koleżanka z roku, tańczyłam z kolegą z roku, gdy Henio stanął przed nami i powiedział zdecydowanie: „Odbijany, chciałem złożyć Twojej dziewczynie życzenia z okazji Dnia Kobiet”, a była już za pięć minut północ. Potem chciał mnie zaprosić na herbatkę do siebie, nie skorzystałam, ale z przyjemnością dałam się odprowadzić do domu.
Henryk: Pierwszy raz zobaczyłem moją przyszłą żonę na stołówce studenckiej. Mimo różnych podchodów nie udało mi się jej poderwać, aż do godziny 23.55 ósmego marca, kiedy to w klubie studenckim kończyła się impreza dla wydziału, na którym studiowała Basia. Zajrzałem do tego klubu i zobaczyłem moją jedyną. Tańczyła z kolegą. Wykorzystując moment, poprosiłem wychodzącą już z imprezy koleżankę, aby zatańczyła ze mną tylko po to, aby skorzystać z odbijanego pod pretekstem złożenia Basi życzeń z okazji Dnia Kobiet. Było jeszcze przed 24.00. Tak się zaczęło.
Co Was ku sobie przyciągnęło?
Barbara: Był zdecydowany, opiekuńczy, znał dobrze Kraków, zawsze miał ciekawe propozycje spędzenia czasu we dwoje, po prostu zawsze było z nim ciekawie i bardzo miło.
Henryk: Mówiąc prawdę, w pierwszej chwili uroda. Spotkałem w swoim życiu najpiękniejszą dziewczynę, jaką kiedykolwiek poznałem. A potem jej skromność i pełne zaufanie do mnie, co bardzo zobowiązało mnie do tego, aby tego zaufania nie nadużyć. Po raz pierwszy w życiu zakochałem się.
Piotrek: Skłamałbym, gdybym powiedział, że wygląd nie jest dla mnie istotny. My mężczyźni już tacy jesteśmy, to był dla mnie pierwszy punkt zaczepienia. Ale dopiero po wyjeździe w góry, gdy miałem okazję trochę lepiej poznać Kasię, zobaczyłem, że warto „uderzyć” i zaproponowałem spotkanie. Spodobała mi się jej dobroć, to, jak odnosi się do ludzi, to, że jest pomocna i tajemnicza.
Kasia: Na pewno bardzo istotnym elementem naszego spotkania była płaszczyzna wiary. Piotrek jest też niesamowicie odpowiedzialnym i opiekuńczym mężczyzną. Zaimponował mi i ciągle imponuje swoją zaradnością, inteligencją i tym, jak dobrze jest zorganizowany.
Rafale, a ty jak poznałeś Karmel? Pamiętasz twoje pierwsze wrażenie?
Rafał: Moje pierwsze spotkanie z Karmelem miało miejsce w Czernej, kiedy przyjechałem w grupie oazowej, mając może 15–16 lat, na nocne czuwanie. Następne spotkania dokonały się na poziomie intelektualnym i duchowym, poprzez książki. Najwięcej wrażeń dostarczyły mi trzy dzieła: Niespokojne serce o ojcu Rafale Kalinowskim, Dzieje duszy św. Teresy z Lisieux oraz Edith Stein – filozof i karmelitanka. Jako nastolatek bardzo lubiłem czytać książki podróżnicze, sięgałem jednak także po religijne, które kupowała mama. Do jednej z lektur powracałem wiele razy: Robinson Crusoe. Kiedy czytałem Niespokojne serce, było to dla mnie cudowne połączenie pobożnej i przygodowej lektury. Intrygowało mnie zagospodarowanie samotności i bezsensu przez św. Rafała: najpierw w więzieniu, kiedy mógł spodziewać się najsurowszego wyroku, a potem na zesłaniu. Czy nie był podobny w tym do ulubionego bohatera z dzieciństwa: Robinsona Crusoe? Najpierw oswoił samotność celi więziennej – poprzez plan dnia, wysiłek fizyczny i intelektualny. Zwycięstwo człowieczeństwa nad warunkami zewnętrznymi, nad perspektywami – właściwie nad brakiem perspektyw… Oczywiście nie potrafiłem tak tego nazwać, ale zachwycałem się możliwością wprowadzenia porządku do swojego dnia, takiego porządku, który nie był po to, żeby to ktoś ocenił, lecz który wynikał z wewnętrznej wolności, optymizmu… Drugą wstrząsającą lekturą były Dzieje duszy. Świat wewnętrzny. Niezależność od sukcesów, wartość rzeczy niezauważonych i nieocenianych przez innych. Zafascynowało mnie składanie płaszczy przez małą Terenię, wtedy, kiedy nikt nie widział. Gest, który nie dodawał prawie nic do zewnętrznego ładu klasztoru, a był wykonywany przez Terenię w poczuciu jego wartości w oczach Bożych i braku wartości w oczach ludzkich.
Trzecia lektura karmelitańska to biografia Edyty Stein. Książka pełna niezrozumiałych pojęć filozoficznych i pełnego ciepła spojrzenia na Niemcy – kraj kojarzący mi się do tej pory z paczkami, które otrzymywali koledzy z klasy (wychowałem się na Śląsku), kraj, w którym też jeden po drugim znikali. Opisana w tej książce bohaterka, tak odległa poprzez filozofię i miłość do swojej ojczyzny, stała się bliska, gdy skapitulowała wobec tajemnicy Jezusa.
W pewnym momencie nieoczekiwanie uświadomiłem sobie, że te trzy postacie, tak różne, łączy jedno: Karmel. Gdy sięgałem po te książki, kompletnie nie zdawałem sobie sprawy z tego klucza.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.