Chrześcijanie są spychani na margines społeczeństwa. I to nie tylko tam, gdzie stanowią mniejszość, ale i w „chrześcijańskich” państwach Zachodu. Takie głosy słychać coraz częściej z ust osób świeckich i duchownych. Są też tacy, którzy uważają, że dzieje się jeszcze gorzej, że mamy już do czynienia z chrystianofobią
Na świecie w ciągu jednego dnia ginie średnio 465 chrześcijan! Są to dane z roku 2012. Giną, bo nie chcieli wyrzec się Chrystusa. Najczęściej jest to śmierć okrutna. Do tego trzeba doliczyć setki tysięcy torturowanych psychicznie oraz fizycznie – zgwałconych, wyrzuconych z domów, osieroconych, pozbawionych życiowego dorobku, okaleczonych. Przyjęło się nazywać ich nie „męczennikami”, jako że termin ten ma specyficzne znaczenie i jest związany z procesem kanonizacyjnym w Kościele, lecz jako „wierzących w Chrystusa, którzy w sytuacji wymagającej świadectwa tracą przedwcześnie życie w wyniku wrogości innych ludzi”. Według innej definicji o prześladowaniu mówimy nie tylko wtedy, gdy chrześcijanie są ranieni, torturowani czy zabijani z powodu wiary, tak jak dzieje się to w wielu krajach, lecz również wtedy, gdy z powodu wiary tracą miejsca pracy lub środki na utrzymanie; kiedy z powodu wiary i presji otoczenia lub w obawie o swoje życie muszą opuścić rodzinne strony; kiedy dzieci z powodu wiary swojej lub rodziców nie mogą dostać się do szkół lub mają ograniczone szanse zdobycia wykształcenia. Prawdą jednak jest, że nie zawsze są to sytuacje rozgrywające się według prostego scenariusza: wybierasz wiarę w Chrystusa albo życie. Często tło zbrodni na chrześcijanach jest bardziej skomplikowane.
Musimy sobie uświadomić, iż chrześcijaństwo to obecnie najbardziej prześladowana religia na świecie, z tysiącami ofiar. Jej wyznawcy doznają najrozmaitszych tortur i upokorzeń. Jednakże zachodnia opinia publiczna, właśnie ta oparta na „kulturze” chrześcijańskiej, z wyjątkiem bardzo wąskich środowisk nie zwraca na ten dramat najmniejszej uwagi. Co więcej, katolik – i chrześcijanin w ogóle – jako ofiara wydaje się czymś niemal naturalnym. Kardynał Ratzinger pisał kiedyś: „Kościół musi być gotowy na cierpienie, musi przygotowywać miejsce dla boskości nie poprzez moc, lecz przez ducha, nie przez siłę instytucjonalną, lecz przez świadectwo, przez miłość, życie i cierpienie, i w ten sposób pomagać społeczeństwu odnaleźć jego moralną tożsamość”.
Dr Paul Marshall, jeden z wiodących światowych ekspertów w dziedzinie prześladowań, uznawany przez większość organizacji humanitarnych, działaczy praw człowieka, polityków i uczonych religijnych, wymienia przynajmniej 60 krajów, w których chrześcijanie są prześladowani. „Możemy powiedzieć, że obecnie od 200 do 250 milionów chrześcijan jest prześladowanych z powodu wiary w Chrystusa, zaś następne 400 milionów poddawane jest wcale niemałym ograniczeniom wolności religijnej”, jak uważa. Współczesne organizacje świeckie i chrześcijańskie (m.in. Pomoc Kościołowi w Potrzebie, Voice of the Martyrs, ICC, Release International, Word Evangelical Alliance, ONZ-owska Human Rights Commission, waszyngtońskie Centrum Wolności Religijnej, Ontario Consultants on Religious Tolerance, Open Doors) szacują, że rocznie ginie za wiarę około 150-170 tysięcy chrześcijan na świecie.
Chrześcijanie są spychani na margines społeczeństwa. I to nie tylko tam, gdzie stanowią mniejszość, ale i w „chrześcijańskich” państwach Zachodu. Takie głosy słychać coraz częściej z ust osób świeckich i duchownych. Są też tacy, którzy uważają, że dzieje się jeszcze gorzej, że mamy już do czynienia z chrystianofobią. Słowo to weszło do słowników w 2004 roku w związku ze sprawą prof. Rocco Buttiglionego, kiedy utrącono jego kandydaturę na jednego z komisarzy Unii Europejskiej z powodu przekonań religijnych. Proces marginalizacji chrześcijan postępował w kolejnych latach. Kwestia stała się na tyle zauważalna, że watykańska dyplomacja podjęła działania, aby chrystianofobia była traktowana jako zło porównywalne z antysemityzmem i islamofobią. Aktywność ta odniosła skutek i termin ten zaczął się pojawiać w oficjalnych dokumentach organizacji broniących praw człowieka. Na razie jednak ma to niewielkie przełożenie na praktykę, bo o ile antysemityzm jest niemal powszechnie i bardzo zdecydowanie piętnowany, islamofobia – choć rzadziej – również, o tyle w przypadku chrystianofobii kwestionuje się nawet nie skalę, ale w ogóle istnienie zjawiska. Zjawisko chrystianofobii jest ściśle związane z dominującym dziś w Europie nurtem laicyzmu i usiłowaniem narzucenia jej „dyktatury relatywizmu”, określanej przez Benedykta XVI jako choroba atakująca społeczeństwo i kulturę europejską.
Philip Jenkins, profesor historii i religioznawstwa na Uniwersytecie Stanowym Pensylwanii, nazwał antykatolicyzm jedynym dopuszczalnym uprzedzeniem, jakie jest obecne w życiu dzisiejszej Ameryki. Dla wielu dzieje katolicyzmu to historia ignorancji, represji i stagnacji. Zewsząd słuchać głosy o „upadku” Kościoła. Jednak Kościół przetrwał. Jego „upadki” zawsze były związane z działalnością człowieka. Słabość konkretnych osób często była, i jest obecnie, postrzegana jako słabość Kościoła. Nie mówi się natomiast wiele, albo nawet wcale, o ogromnej rzeszy prawdziwych chrześcijan. O tej znakomitej większości członków organizacji, jaką na przestrzeni wieków stanowił Kościół katolicki. A to oni właśnie stanowili o sile Kościoła w tak licznych konfrontacjach zarówno z innymi religiami, jak i morderczymi ideologiami. Opierając swoje życie na prawdziwych wartościach, które wypływają z nauk Chrystusa i stanowią fundament Kościoła katolickiego, stawali oni do walki, dając świadectwo swojego życia i niejednokrotnie swojej śmierci. Ta walka toczyła się od początku historii Kościoła, na przestrzeni wieków, na różnych płaszczyznach.
Wielu uważa, że prześladowania i męczeństwo dotyczą przede wszystkim pierwszych wieków chrześcijaństwa lub też, w okresie późniejszym, ofiar muzułmańskich podbojów chrześcijańskich ziem czy misjonarzy na „dzikich” terenach Afryki i Azji. Jednak najkrwawszy okres dziejów chrześcijaństwa miał dopiero nadejść, wraz z ideologią ateistyczną.
Od początku XVI wieku obserwujemy rozwój nowego projektu filozoficznego i teologicznego, który najkrócej da się określić jako odchodzenie od transcendentnej wizji człowieka na rzecz supremacji koncepcji naturalistycznej – zarówno na płaszczyźnie politycznej, jak i filozoficznej oraz cywilizacyjnej. Co to jest „koncepcja naturalistyczna”? To przeświadczenie, że człowiek może zbudować raj na ziemi, może być zbawicielem dla samego siebie i dla całej ludzkości. Wolny wybór i generalnie wolność jest miernikiem i regulatorem życia społecznego i politycznego. Niezmienne prawo naturalne nie istnieje, jest tylko człowiek i tylko ten świat.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.