Ich siłą jest rodzina

Don BOSCO 6/2014 Don BOSCO 6/2014

Na autorytet u dzieci pracuje się przez całe życie. Najważniejsza jest, w mojej opinii, szczerość w kontaktach z nimi. Dzieci są bardzo wyczulone na fałsz. Trzeba je również utwierdzać w przekonaniu, że są kochane i dla nas bardzo ważne.

 

- Często przy różnych okazjach powtarzacie, że waszą siłą jest rodzina. Wszak są tacy, którzy twierdzą, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu…

Łukasz: – Chyba jesteśmy zaprzeczeniem tej tezy. Jak wiadomo, jesteśmy bliźniakami i od urodzenia wszystko robiliśmy razem. Znamy się, ufamy sobie, wspieramy się w pomysłach, ale za naszym muzycznym sukcesem stoją jeszcze inne osoby. W rodzinnej firmie „Golec Fabryka” każdy ma jakąś swoją rolę do wykonania. Starszy brat Rafał jest autorem tekstów i piosenek oraz pomysłodawcą wielu projektów. Z żoną Kasią stanowią management zespołu. Najstarszy brat – Stanisław - zajmuje się obsługą wizualną koncertów. Wspólnie ze swoją żoną Dorotą zajmują się internetową sprzedażą płyt, a także firmowych gadżetów związanych z zespołem, takich jak kubki, torby, plakaty itd. Moja żona Edyta jest członkiem zespołu, Kasia, żona Pawła, zajmuje się obecnością zespołu w sieci, czyli obsługą strony internetowej i wszystkich portali społecznościowych. Obecnie w związku z wydaniem płyty The best of Golec uOrkiestra - z okazji 15- lecia zespołu, mamy pełne ręce pracy. Z drugiej strony świadomość, że wspólnie możemy zrobić coś twórczego daje poczucie zadowolenia. Jednym słowem - w kupie siła. [śmiech]

- Wasza rodzina jest wielopokoleniowa i dość liczna. Podejrzewam, że nawet wierni fani Orkiestry Braci Golców nie wiedzą, że macie też całkiem pokaźną gromadkę dzieci...

Łukasz: - To prawda, licząc wszystkie dzieci Golców w sumie... Staramy się – mam na myśli braci – kontynuować również w tym względzie tradycję rodzinną [śmiech]. Nasz tato miał trzynaścioro rodzeństwa, dlatego, żeby się wzajemnie poznać, 10 lat temu zorganizowaliśmy zjazd rodziny Golców. Okazało się, że nasi krewni mieszkają w różnych zakątkach świata! To wielkie rodzinne spotkanie tak się wszystkim spodobało, że zjazdy odbywają się co roku. Najczęściej przy dźwiękach góralskiej muzyki przedstawiamy na slajdach fotografie naszych przodków, żegnamy tych, którzy w tym czasie odeszli.

Paweł: - Myślę, że takie spotkania cementują rodzinę. Mam nadzieję, że tę piękną tradycję będą kontynuować nasze dzieci, które zwykle nie mogą się doczekać spotkania z kuzynami.

- Skoro Łukasz wspomniał o dzieciach, powiedzcie z ręką na sercu – jakimi jesteście ojcami? Papież Franciszek mówił niedawno do ojców we Włoszech, żeby byli blisko swoich dzieci. A wy jesteście blisko?

Paweł: - Mam dwie córki. Majka ma 11 lat, Ania niecały rok. Byłem przy porodzie i jednej, i drugiej. Nie darowałbym sobie, gdyby mnie zabrakło w tak ważnym momencie dla nas wszystkich. Dla mnie narodziny dziecka to ogromny cud. Myślę, że udaje mi się być blisko swoich dzieci. Pomimo że dużo koncertujemy, starałem się i staram spędzać możliwie dużo czasu z córkami. Już wtedy, gdy urodziła się starsza, miałem świadomość, że koncert można dać w tym samym miejscu w innym czasie, natomiast dziecko rozwija się i nie da się powtórzyć kolejnych etapów jego życia.

Łukasz: – Nad dobrą relacją z trójką moich dzieci ciągle pracuję i jest to wyzwanie długofalowe... Na razie staramy się spędzać możliwie najwięcej czasu ze sobą. Nie jest to łatwe, biorąc pod uwagę zawód, jaki wykonujemy, ale gra jest warta świeczki. Bliskość przecież buduje się poprzez rozmowę, akceptację, wyrozumiałość i obecność. W tym wszystkim nie może zabraknąć czułości i serdeczności.

- Powiedzcie, w jaki sposób można sobie na autorytet rodzica, ojca, zapracować?

Łukasz: - Na autorytet u dzieci pracuje się przez całe życie. Najważniejsza jest, w mojej opinii, szczerość w kontaktach z nimi. Dzieci są bardzo wyczulone na fałsz. Trzeba je również utwierdzać w przekonaniu, że są kochane i dla nas bardzo ważne.

- Jak wspominacie swojego ojca?

Paweł: - Nasz tato – rocznik 1925 – od wielu lat nie żyje. Jak przychodziliśmy na świat miał 50 lat. Zmarł na raka, gdy mieliśmy po 14 lat. Imponował nam w wielu dziedzinach i, jak to dzieci, byliśmy w niego wpatrzeni. Pomimo pracy w pobliskiej hucie i zajmowania się gospodarstwem, zawsze znajdował dla nas czas, czytając książki, ucząc piosenek partyzanckich czy snując opowieści z czasów wojny, podczas której był radiotelegrafistą. Czytanie książek było jego wielką pasją. Dzięki temu żaden temat nie był mu obcy. Tata budził nasz podziw również z jednego powodu. Przed wojną w czasach swojej młodości trenował boks, co nam, kilkulatkom, niezwykle imponowało... Do dziś z sentymentem oglądam walki bokserskie.

- Łukasz powiedział kiedyś: „Jestem przekonany, że mój rodzinny dom miał i do dziś ma ogromny wpływ na to, kim i jaki jestem. Jego obraz tak głęboko we mnie tkwi, że nie potrafię i nie chcę o nim zapomnieć. Co więcej, staram się według tego obrazu budować swoją rodzinę”. No, więc, jaki był ten wasz rodzinny dom?

Łukasz: - To prawda, co powiedziałem. Nasz dom rodzinny, panująca w nim atmosfera, miał ogromny wpływ na to, kim dzisiaj jestem.

Paweł: - Wszystko się wynosi z domu. Człowiek jest kształtowany od młodych lat wedle wzoru, jaki dają mu rodzice. Dzieci patrzą, obserwują, jak się rodzice zachowują, jacy są w stosunku do siebie. A nasi rodzice kochali się i szanowali. Tak samo jest teraz w naszych obecnych rodzinach.

Łukasz: – Wzajemna miłość między rodzicami, a także ich stosunek do pracy, najmocniej oddziałuje na dziecko. Będąc dziećmi widzieliśmy, że rodzice się kochają i bardzo ciężko pracują. Do południa byli w pracy, mama w zakładach włókienniczych, tata w hucie. Po południu pracowali we własnym  gospodarstwie rolnym. Ich zachowanie i wzajemne relacje były dla nas wzorem.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...