Anna Kamieńska nazwała w jednym ze swoich wierszy dom ks. Twardowskiego „ptasim domkiem drewnianym”. Ale to jest przede wszystkim dom anielski. Anioły fruwają tu wszędzie.
Może to wynikało z pewnego – jak zakładam, niełatwego – rozdwojenia, które ks. Jan w sobie nosił? Z jednej strony był duchownym i wiedział, że wszelkiej maści obowiązki duszpasterskie są dużo ważniejsze od jakiejś poezji. Z drugiej strony, wiersze ciągle do niego przychodziły. Dziwił się, że ktoś je czyta, ale podskórnie przecież mu na tym zależało, o czym świadczy choćby jego korespondencja z Jerzym Turowiczem. Kapłan i poeta chadzają czasem różnymi drogami, a ks. Twardowski musiał te dwie drogi w sobie scalić. Jakim kosztem? On to wiedział najlepiej.
Ślady pamięci
Rozglądam się po pokoju numer jeden. Leżanka, podobno po słudze króla Jana Kazimierza, dostarczona tu przez wizytki – miejsce odpoczynku i pracy księdza Jana. Na niej poduszki w kwiatki i jedna w kształcie biedronki. Wizerunki Jezusa, Maryi i świętych z różnych stron świata i w różnych stylistykach; od sztuki po kicz. Sekretarzyk i stolik ocalałe z mieszkania rodziny Twardowskich na ul. Elektoralnej. Pierwszy pomieścił całą rzeszę figurek drewnianych i glinianych, nad którymi czuwa Czarna Madonna spoglądająca z zawieszonego powyżej obrazu. Na drugim uwagę przykuwa pośmiertny odlew twarzy i ręki księdza Jana. Między klęcznikiem a sekretarzykiem znalazło się miejsce i dla kołowrotka, i dla małego wozu (kiedyś z sianem). Na ścianie naprzeciwko wejścia wisi krzyżyk z parafii w Żbikowie, do której ksiądz Jan trafił po święceniach kapłańskich.
Zastanawiam się, kto tu mieszkał? Jaki człowiek? Czy tylko miłośnik drobiazgów? Czy ktoś, dla kogo pamięć była szalenie ważna? A może ktoś, kto potrzebował w swojej samotności i niewątpliwej „osobności” namacalnych dowodów ludzkiej życzliwości? Wystarczy przecież poczytać wpisy dzieci – i nie tylko dzieci – na dużym kaflowym piecu. Od razu człowiekowi poprawia się humor.
W pokoju numer dwa rzeczy jest jakby mniej, a przedmiotom łatwiej przypisać stojące za nimi osoby. Na ścianie po lewej – portret matki. Zdjęcia legendarnego ks. Bronisława Bozowskiego, który także mieszkał w kapelanii u wizytek. Zdjęcie rodzonych sióstr, zdjęcia kard. Stefana Wyszyńskiego i Małej Tereski, fotografia matki Czackiej – założycielki ośrodka dla niewidomych w podwarszawskich Laskach. Widać, że do sypialni ks. Twardowskiego „wstęp” miały osoby dla niego najważniejsze.
Przy ilości nagromadzonych w tym mieszkaniu przedmiotów, które opanowały meble, ściany i podłogę, uderza pustka panująca nad łóżkiem księdza Jana. Wisi tam tylko krzyż z pasyjką i obrazek Świętej Rodziny, na którym Maryja i Józef wyglądają na trochę zdziwionych i trochę zasmuconych. Być może winny temu baldachim, który siostry zawieszały nad łóżkiem, ale uzasadniona jest i taka myśl, że są przestrzenie i chwile w życiu, kiedy człowiek, niezależnie od tego, ilu miałby przyjaciół czy wielbicieli, zostaje sam na sam z Bogiem.
Dom anielski
Anna Kamieńska nazwała w jednym ze swoich wierszy dom ks. Twardowskiego „ptasim domkiem drewnianym”. Ale to jest przede wszystkim dom anielski. Anioły fruwają u poety wszędzie – od sufitu do podłogi. Z większymi i mniejszymi skrzydłami, jedne z aureolą, inne bez; zdarzają się też pozbawione nóg, odlane z gipsu od pasa w górę. Anioły grały księdzu Janowi z żyrandoli w obu pokojach, choć te z sypialni były – to oczywiste – bardziej stonowane, bo w naturalnym kolorze jasnego drewna. O teologii aniołów w wierszach Twardowskiego można by rozprawiać długo, ale w tym kontekście kluczowe wydają się te słowa księdza poety:
Jakie to szczęście
obudzić się
i zobaczyć Anioła
wysłannika Boga
świadka Jego
obecności
(Anioł przebudzenia).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.