Autonomia jako kłopot

Więź 4/2015 Więź 4/2015

Pomysł, by życie religijne potraktować jak sprawę wyłącznie prywatną i jako taką usunąć ją poza obszar tego, co wspólne, społeczne, publiczne, nie jest w Europie ani oryginalny, ani nowy. Co najmniej od czasów francuskiego oświecenia powtarzają go rozmaici myśliciele upatrujący w religijności rzekomych źródeł tyranii i zniewolenia

 

Autonomia, czyli napięcie

Pisząc o wszystkich zaletach tego rozwiązania, trudno jednak nie zauważyć, że jest ono w pewnym sensie niedomknięte, a część spornych kwestii pozostawia niedookreślonymi i otwartymi.

W modelu separacji państwa i Kościoła dużo łatwiej wytyczyć prawne granice, za które Kościół – traktowany tam jak instytucja prywatna – wychylać się i wykraczać nie może. Podobnie jest w modelu Kościoła państwowego – dość dokładnie opisać można listę przywilejów, ale także obowiązków, jakie wobec państwa ma Kościół uznany za narodowy lub państwowy. Inaczej natomiast jest w przypadku modelu autonomii i współpracy. Tu skazani jesteśmy na ciągłą reinterpretację, rozmowę, spór i szukanie dobrej praktyki, która pozwala wytyczać zawsze nieostrą granicę między dopuszczalnym i pożądanym publicznym zaangażowaniem Kościoła a jego autonomią wobec instytucji władzy i neutralnością światopoglądową państwa.

Co więcej, żaden zawarty w jakiejś sprawie kompromis czy utarta praktyka ani nie są wieczne, ani nie dają się wprost przełożyć na inne przypadki. W tym sensie poszukiwanie rozstrzygnięć w każdej szczegółowej kwestii dotyczącej publicznej obecności Kościoła, jak np. dostęp do mediów, nauczanie religii w szkołach, prawo recenzowania władzy, zwłaszcza w zakresie kwestii etyczno-społecznych, czy finansowanie działalności duszpasterskiej, de facto skazuje życie publiczne na ciągłe debaty, spory, a czasem konflikty. Katalizatorem tych napięć jest naturalna dla demokracji wymiana władzy, ale także zmiana pokoleniowa.

Innymi słowy, immanentną cechą realizowanego w Polsce modelu autonomii i współpracy między państwem a Kościołem jest permanentne niedopasowanie i napięcie między obu instytucjami. Napięcie to wymaga od polityków i hierarchów dobrej woli, odpowiedniej kultury politycznej i sprawności w zakresie praktycznych rozwiązań.

Napięcie jako wartość

Sytuacja napięcia, nawet jeśli konfliktogenna, nie jest oczywiście w życiu społecznym z definicji niczym złym. Wręcz odwrotnie, można wskazać wiele jej zalet i wartości.

Pewna doza napięcia jest oznaką żywotności i rozwoju. Podobnie jak w fizyce czy biologii, tak i w życiu społecznym wynikające z różnic napięcie wytwarza swego rodzaju energię, która pobudzać może cały układ do działania i oczekiwanego wpływu na otoczenie. Oczywiście bywają napięcia działające destruktywnie (jak wyładowanie atmosferyczne czy wojna), paraliżująco bądź niszcząco na cały układ, na który mają wpływ. Ale z drugiej strony całkowite wyczerpanie się czy zanik napięcia i w fizyce, i w biologii, i w życiu społecznym oznacza bierność, uwiąd lub paraliż.

Przekładając to na język relacji państwo­­­–Kościół, powiedzieć możemy, że pewna stała doza napięcia między tymi autonomicznymi i współpracującymi ze sobą podmiotami jest nie tylko wyrazem różnicy ich tożsamości, ale może być także bezcenną energią, która pobudzać będzie obie instytucje do efektywniejszego wypełniania swych odmiennych misji.

Dla Kościoła owo napięcie między solidarną otwartością na współpracę a naturalnym niedopasowaniem do kształtu struktur politycznych i społecznych jest przede wszystkim szansą na ciągłe odkrywanie własnej eschatologicznej tożsamości i właściwych źródeł wiary, która zawieść nie może. Umożliwia to rozpoznawanie nadziei, która z chrześcijan czyni ludzi przyszłości, gotowych – także w życiu społecznym – ciągle zaczynać wszystko od nowa. Umożliwia też doświadczanie miłości, która choć nie pochodzi z tego świata, to nie pozwala pozostać obojętnym na ten świat, także społeczny i polityczny.

Dla demokratycznego państwa publiczna aktywność niepodpasowanego doń politycznie Kościoła jest zawsze szansą na restaurację, kruchych ze swej natury, fundamentów tego, co polityczne. Czyni też możliwym ożywianie wspólnoty obywatelskiej troski, zaangażowania i solidarności; wydłużanie i poszerzanie perspektyw politycznej refleksji poza horyzont codziennej rywalizacji o władzę; wskazywanie granic, za którymi polityka staje się pustą, cyniczną grą.

Trudno jednak nie zauważyć, że każde napięcie, także to wynikające z zasady autonomii i współpracy między państwem a Kościołem, może wywoływać pokusę jego redukcji. Każda bowiem władza i każda instytucja, tak świecka, jak duchowna, niesie ze sobą jakąś generalną obietnicę bezpieczeństwa, przewidywalności, uporządkowania i uregulowania świata. Zapowiada ograniczanie sytuacji niejasnych, niedoprecyzowanych, nieprzewidywalnych.

Odnosząc zaś tę uwagę do realiów współczesnej Polski, można wskazać co najmniej trzy dość różne drogi, którymi ta naturalna pokusa mogłaby poprowadzić do zakwestionowania lub skorygowania modelu autonomii i współpracy Kościoła i państwa.

Świeckie państwo, świeckie społeczeństwo, święty spokój?

Najgłośniej mówiło się w Polsce ostatnimi czasy o pierwszym sposobie zredukowania napięcia między państwem a Kościołem, którym jest przejście od świeckiego państwa do świeckiego społeczeństwa. Zwolennicy tego podejścia nawiązują do wspomnianej wyżej francuskiej tradycji ostrego rozdziału Kościoła od państwa, który ugruntowany został słynną ustawą z grudnia roku 1905. Postulują oni, by w demokratycznym państwie ograniczyć wolność religijną – zarówno pojedynczych osób, jak i wspólnot, np. Kościołów – wyłącznie do sfery prywatnej. Oczyszczona w ten sposób z wszelkich treści i symboli religijnych sfera publiczna stać by się miała – zdaniem zwolenników tego rozwiązania – ostoją intelektualnej otwartości oraz wolności. Co jednak najważniejsze, z interesującego nas punktu widzenia, rozwiązanie takie usunąć by miało wszelkie codzienne napięcia i zatargi między świeckim państwem a Kościołem, oferując jednej i drugiej instytucji spokój i bezpieczeństwo.

W takim mniej więcej duchu wypowiadała się na przykład, podczas debaty telewizyjnej przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi, reprezentantka Zjednoczonej Lewicy. Mówiła ona: „Polska powinna być krajem świeckim. Szanujmy się za to, czy wierzymy, czy nie, ale zostawmy sferę wiary do sfery prywatnej. Sfera publiczna powinna być wolna od religii. [...] Jeżeli chcemy mieć świeckie państwo, jeżeli chcemy państwa, które będzie bezpieczne dla wszystkich, które będzie nas równo traktowało, relacje państwa z Kościołem muszą być rozłączne. Trzeba być przyjaznym, ale stać na straży świeckości państwa”.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...