Wbrew głoszonym słowom, oraz oczywistej nauce Chrystusa, duża część chrześcijan zdecydowanie zrezygnowała z wrażliwości i dobrze ukierunkowanej emocjonalności w swym życiu religijnym. Niestety, w ich zastępstwie pojawiły się intelektualizm oraz sentymentalizm, który nie pozwala na właściwe wykorzystanie emocji i uczuć. Azymut, 5/2003
Smutne i powolne
Jeżeli więc propozycja ojca Hryniewicza jest, w zamierzeniu autora, nie ilościowego, lecz jakościowego charakteru, należy przyjrzeć się jej treści bardzo uważnie. Niestety, bardzo trudno jest w tak krótkim tekście omówić szczegółowo tak obszerne dzieło, jakim jest Chrześcijaństwo nadziei. Dlatego chciałbym zwrócić uwagę na dwa istotne akcenty w tej książce. Pierwszym jest konstatacja swoistego „nie-nadążania” chrześcijańskiej duchowości za zmianami zachodzącymi w świecie. Żyjemy w nim, ale często nasze działania są reakcją - jakże często spóźnioną - na to, co się dzieje w otaczającym nas uniwersum. A przecież chrześcijanie powinni być aktywnymi współtwórcami. Nie tylko w sferze moralności i etyki, ale także społecznej, nauki czy sztuki. Jeżeli istnieje coś takiego jak duch czasu, to nie powinien on rozwijać się jako obcy, a często wrogi, Kościołowi.
Drugim twierdzeniem lubelskiego teologa jest myśl, że chrześcijaństwo stało się smutne, nie dające ludziom ani radości, ani nadziei. Właśnie to drugie zjawisko, jest, jego zdaniem, bardzo niebezpiecznym odejściem od źródeł.
Oczywiście nie są to jedyne problemy poruszone przez Hryniewicza. Ale, jeżeli przyjrzeć się uważnie rozmaitym jego uwagom, to można, jak sądzę, w każdym z poruszanych tematów znaleźć albo jeden, albo oba wskazane wątki.
Często nie reagujemy na krytykę chrześcijaństwa. Nie staramy się poprawiać poprzez nieustanną pracę nad sobą. Często nie przyjmujemy tychże krytyk inaczej niż jako ataki, które należy natychmiast odeprzeć, a agresorów zniszczyć. Jednym z takich momentów, w których reakcja chrześcijaństwa jest konieczna, jest straszliwa choroba współczesności, wyrażająca się w „utracie duchowości”. Położenie zdecydowanego nacisku na cielesną stronę człowieka odcisnęło swoje piętno na całym świecie. Przykładem mogą być badania nad ludzkim genomem, których chrześcijanie zdają się czasem obawiać. Cielesność, przeciwstawiona duchowości, nie musi przejawiać się tylko jako nieopanowany hedonizm. Chociaż często tak się zdarza. „Brak ducha” jest jednym z największych kalectw, jakie może przydarzyć się człowiekowi. Niewątpliwie większy niż brak ręki czy nogi.