Wbrew głoszonym słowom, oraz oczywistej nauce Chrystusa, duża część chrześcijan zdecydowanie zrezygnowała z wrażliwości i dobrze ukierunkowanej emocjonalności w swym życiu religijnym. Niestety, w ich zastępstwie pojawiły się intelektualizm oraz sentymentalizm, który nie pozwala na właściwe wykorzystanie emocji i uczuć. Azymut, 5/2003
Jak więc - zdaniem Hryniewicza - powinniśmy reagować na tę niepokojącą sytuację? Na pewno nie poprzez pouczanie, gromienie czy moralizowanie. Często wynikające z lęku, jak w przypadku inżynierii genetycznej. Odpowiedzią musi być wskazanie ludziom to, że są istotami cielesno-duchowymi. Przecież chrześcijaństwo nigdy nie potępiło ciała, wręcz na odwrót. Trzeba wskazywać ludziom te więzy pomiędzy jednostkami, które właśnie wskazują, że nie jesteśmy tylko biologicznymi maszynami. Boga i duchowość należy wskazywać w relacjach międzyludzkich. Ale w tym celu musimy sami zrezygnować z samego siebie i na wzór Boga wychylić się ku drugiemu. Nie tylko dajemy świadectwo i „ukazujemy” ludziom Boga, ale również wiele sami na tym zyskujemy.
Struktury religijne mogą nie sprzyjać zrozumieniu pewnych problemów współczesnego świata. Duchowość natomiast to głębszy wymiar własnego istnienia. Otwierając się na niego, zyskujemy takie czucie człowieczeństwa, które sprawia, że lepiej umiemy przeżywać spotkanie z ludźmi. Wymaga to podwójnej umiejętności: dawania i przyjmowania. Są sytuacje, kiedy ludzie przywykli do dawania, musza również nauczyć się przyjmować (s. 103).
Po pierwsze miłosierdzie
Umniejszanie się i dawanie innym, czynione na wzór Boga, są stałymi postulatami w teologii Wacława Hryniewicza. Myślę, że można określić jego myśl mianem „kenotycznej”. A taka postawa musi być naznaczona wielką wrażliwością. Człowiek o duchowości prawdziwie chrześcijańskiej jest współczujący i miłosierny. Rzecz nie leży jedynie w działalności charytatywnej, która notabene jest nieodłączną częścią chrześcijaństwa, ale w pewnym zwiększeniu uczuciowości naszego oglądu świata. Niestety, Kościoły chrześcijańskie „zagubiły” gdzieś swoją uczuciowość. Na jej miejscu zaczęła królować pedagogia.
Skutki są, zdaniem Hryniewicza, fatalne. Nie tylko dlatego, że zaczęliśmy podkreślać sprawiedliwość Boga kosztem Jego miłości i miłosierdzia. Stał się zatem w naszym głoszeniu Tym, który czyha na nasze błędy, aby je ukarać. Zniechęcając do chrześcijaństwa wielu ludzi, również w nas samych zabiliśmy wrażliwość. Hryniewicz pyta czytelników, czy nie można pogodzić „religii rozumu” z „religią serca”. Odpowiedź jest twierdząca, wskazuje przy tym na teksty wielkiej chrześcijańskiej mistyczki Julianny z Norwich. Bóg objawia się poprzez miłość, Jego obraz jako sprawiedliwego, a nawet miłosiernego, Ojca jest niepełny. Możemy znaleźć teksty, które mówiłyby o bardziej kobiecej, uczuciowej „stronie” Boga. I w tym kierunku powinno zmierzać nasze wnętrze. Życzliwość, wrażliwość, pojednanie, pomoc, takie powinny być owoce prawdziwie chrześcijańskiego ducha.