Nie mogliśmy powstrzymywać kapłana, by przestał głosić Ewangelię. A ks. Popiełuszko zajmował się właśnie jej głoszeniem. Całe jego nauczanie wypływało z Ewangelii. Nie wiem, by coś innego czynił poza modlitwą i przepowiadaniem słowa Bożego. Niedziela, 21 października 2007
– Na jednym ze spotkań, w lutym 1984 r., Ksiądz Prymas wręczył ks. Popiełuszce książkę „Sztygar Bożej kopalni”, ze swoją dedykacją. Dla ks. Jerzego była to znacząca oznaka życzliwości jego biskupa w czasie narastającej publicznej nagonki na niego.
– Zawsze miał zapewnioną naszą życzliwość. Wiedział, kim dla niego jest biskup. Cieszył się także uznaniem swoich kolegów księży, chociaż niektórzy uważali też, że posuwa się za daleko. W tych latach pokładano wielką nadzieję w ruchu ideowym, jaki skupiał się wokół „Solidarności”. Młodzi ufali, że przyniesie on szybką przemianę, stworzy nowy ład, nie tylko społeczny, i że trzeba działać zdecydowanie. Ja nie podzielałem wtedy takiego poglądu. Byłem bardziej ostrożny. Starałem się widzieć sytuację całościowo.
– O porwaniu ks. Popiełuszki dowiedział się Ksiądz Kardynał 20 października 1984 r.
– Przebywałem wtedy w Koszalinie. Uczestniczyłem tam w inauguracji roku akademickiego w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej. Pamiętam, że wokół całej sprawy było już głośno. Nikt z nas nie przypuszczał jednak wtedy, że ks. Popiełuszko nie żyje. Ja też nie brałem takiej możliwości pod uwagę. Nie spodziewałem się takiego scenariusza wydarzeń. Byłem przekonany, że najpóźniej po 48 godzinach go wypuszczą, tak jak już nieraz bywało.
Następnego dnia, zgodnie z planem, konsekrowałem konkatedrę w Kołobrzegu, a potem wyjechałem do Berlina. Wizyta ta była już dawno umówiona i przygotowana. Wydawało się też, że sprawa porwania szybko się wyjaśni. Ale z coraz większym niepokojem zacząłem obserwować dalszy bieg zdarzeń. Ks. Popiełuszko wciąż nie wracał, słuch o nim zaginął. Toteż natychmiast po powrocie do Polski, 25 października, wydałem odezwę w sprawie uprowadzenia i prosiłem o modlitwy w jego intencji w kościołach archidiecezji warszawskiej. A następnego dnia, wraz z bp. Kazimierzem Romaniukiem, udałem się do kościoła św. Stanisława Kostki i odprawiłem tam Mszę św. Atmosfera była bardzo napięta, wokoło stały tłumy ludzi, którzy dzień i noc modlili się o ocalenie uprowadzonego Kapłana.
Doskonale pamiętam również tragiczny dzień 30 października 1984 r., kiedy nadeszła wiadomość o znalezieniu ciała w Wiśle. Przeżyłem szok. Wprawdzie była to śmierć zapowiadana, grożono nią wcześniej, były różne ostrzeżenia, prowokacje, zdawałem też sobie sprawę, że to porwanie jest groźne i może być niebezpieczne, ale nie spodziewałem się, że zostanie zamordowany i to w tak okrutny sposób. Wiem, że komuniści bardzo się wtedy bali, co będzie się dalej działo w Polsce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.