Nie bójmy się adopcji!

Biskupi polscy w liście na Niedzielę Świętej Rodziny napisali: „bezdzietność pozostaje tajemnicą, którą być może zrozumiemy dopiero po drugiej stronie życia. Zawsze jednak warto rozeznać, czy Bóg nie powołuje nas w ten sposób do szczególnej odpowiedzialności za dzieci już urodzone... Niedziela, 24 maja 2009



Biskupi polscy w liście na Niedzielę Świętej Rodziny napisali: „(…) bezdzietność pozostaje tajemnicą, którą być może zrozumiemy dopiero po drugiej stronie życia. Zawsze jednak warto rozeznać, czy Bóg nie powołuje nas w ten sposób do szczególnej odpowiedzialności za dzieci już urodzone, które z różnych powodów nie mogą wychowywać się w swoich rodzinach naturalnych.

Czy nie wzywa do szczytnej odpowiedzialności poprzez adopcję, rodzicielstwo zastępcze czy też prowadzenie z całym oddaniem rodzinnego domu dziecka. Nie bójmy się adoptować dzieci”.

W Polsce rośnie liczba małżeństw bezpłodnych, oblicza się, że już co 6. nie doczeka się własnych dzieci. Jednak tylko ok. 30 tys. małżeństw rocznie rozpoczyna proces adopcyjny. Dlaczego tak boimy się adopcji?

Nawet wśród ludzi wykształconych pokutuje stereotyp, że adopcja jest ryzykowna. Bo tak do końca nie wiesz, kogo adoptujesz. A przecież zobowiązanie ogromne. Zapraszamy do swojego życia dziecko niewiadomych rodziców. Może skażone genetycznie, z wadą, której na oko nie widać. Może ze złym charakterem, który wyjdzie po latach? Pracownicy ośrodków adopcyjnych i psychologowie słysząc takie obawy, załamują ręce: – Czy fakt, że zdarzają się wypadki samochodowe, zniechęca nas do kupna auta?

Druga obawa dotyczy czasu i mnożonych przeszkód. Panuje przekonanie, że kandydatów na rodziców adopcyjnych czeka długa i mozolna droga. Że sterty papierów, obowiązkowe szkolenia, że mało dzieci, które można adoptować, więc musimy się przygotować na lata czekania…

Procedury adopcyjne są, jakie są. Skomplikowane z jednej strony i wymagające, ale z drugiej – nie można przecież rozdawać dzieci na prawo i lewo, nie sprawdziwszy wcześniej, z kim mamy do czynienia. Jeśli nawet w domach dziecka jest źle i gorzej już nigdzie być nie może, małżeństwo takie musi zostać gruntownie prześwietlone.

Nie chodzi tylko o to, czy stać nas materialnie na dziecko. Podstawowe pytanie brzmi: Czy stać nas na nie emocjonalnie? Czy uczuciowo dojrzeliśmy do tego, by zostać rodzicami? Czy dziecko nie ma być przypadkiem plastrem na rozpadające się małżeństwo?

Kandydaci na rodziców adopcyjnych muszą więc spełnić kilka warunków – szczerze mówiąc – niezbyt wygórowanych (patrz obok).

Krok po kroku

Krok pierwszy – to rozmowa między małżonkami. Szczere i głębokie rozeznanie, czy oboje chcą dziecko adoptować. Czy jesteśmy przygotowani na taką rewolucję w życiu? Nie dowiemy się tego bez wizyty w najbliższym ośrodku adopcyjnym. Pracują tam ludzie życzliwie nastawieni i kompetentni. Wyjaśnią nam, jaka droga przed nami, jakie zasadzki czekają i co najważniejsze – staną się naszymi przewodnikami na drodze do upragnionego celu, jakim jest posiadanie dziecka.

Dzwonimy do ośrodka, umawiamy się na pierwsze spotkanie. Na nim wypełnimy drobiazgową ankietę. Potem trzeba będzie porozmawiać z pedagogiem i psychologiem, w ośrodkach katolickich także z kapłanem. Należy też przejść specjalne szkolenie, bo jeśli nawet mamy doświadczenie w wychowaniu własnych dzieci, ze szkoleń takich dowiemy się, jak postępować z sierotą, jak rozwiązywać pojawiające się problemy. Jest to raptem kilka, zazwyczaj popołudniowych spotkań. Pracownik ośrodka odwiedzi nas w domu, by rozeznać, w jakich warunkach żyjemy i poznać resztę rodziny.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...