Eurosieroty wiodą w Polsce bardzo różny żywot, bo i skala ich osierocenia jest różna – inaczej ma się dziecko, którego ojciec pracuje np. w Anglii, a inaczej dziewczynka, którą rodzice oddali dwa lata temu „na przechowanie” do domu dziecka i ślad po nich zaginął. Niedziela, 21 czerwca 2009
Dzieci pozostawione najczęściej pod bezpieczną opieką dziadków, cioć, słowem – bliskiej rodziny i tak źle znoszą rozłąkę. Nauczyciele dostrzegają, że grzeczne dzieci stają się nagle niegrzeczne. Prymusi przestają się uczyć, uciekają z lekcji, zadają się ze złym towarzystwem. Maluchy sikają w majtki. Ale nie to jest, zdaniem wychowawców, najsmutniejsze.
Najgorsze są zranienia natury psychicznej. Kodujący się w dziecku stan odrzucenia. Poczucie, że rodzice zapomnieli, że nie kochają, że zostawili – nawet jeśli dzwonią i przysyłają paczki. A takie rany nosi się potem przez całe życie... Drugą grupę stanowią 16-, 17-latki, których rodzice – ufni w zaradność latorośli – zostawiają w ogóle samych lub pod luźną kuratelą rodziny czy przyjaciół.
Owe zmiany w stylu emigrowania oznaczają, że na wyjazd decydują się już całe rodziny albo dąży się do szybkiego bycia razem. W ten sposób nikt nie jest skazany na rozłąkę, na tęsknotę, na porzucenie. Ale rodzą się inne problemy. Jakiś czas temu w mediach pojawił się list Małgorzaty Kozik, pani konsul z Dublina, która apelowała do dziennikarzy, by ci nie pisali o życiu na emigracji jak o śnie na jawie.
By nie mamili ludzi wizjami bezproblemowego życia, podczas gdy większość emigrantów w pierwszych latach stacza bój o przetrwanie. W tle tego apelu pojawia się ostrzeżenie, o którym piszą coraz częściej psychologowie – trauma wykorzenienia.
Dotyka najczęściej dzieci emigrantów, które nie potrafią znaleźć swego miejsca w nowej rzeczywistości. Gdy rodzice od świtu do nocy harują, one walczą z obcością w nowej szkole, z samotnością długich popołudni w domu, przeżywają męki izolacji i poczucie bycia człowiekiem drugiej kategorii.
Oblicze II
O tym, że ludziom starym żyje się w Polsce kiepsko, wiedzą wszyscy. Obok dzieci żerujących na babcinej albo dziadkowej emeryturze czy aktów nieludzkiego traktowania w niektórych domach tzw. spokojnej starości pojawiło się nowe zjawisko – rodzice porzuceni przez dorosłe dzieci pracujące za granicą. Problem ten dotyczy sędziwych i często zniedołężniałych ludzi, a jego skala jest dzisiaj trudna do ocenienia, ale z pewnością nie są to przypadki odosobnione.
– Jeszcze dwa, trzy lata temu z Polski do Anglii i Irlandii jechały całe autokary swojaków z jednej wsi – opowiada Marek Bargielski z podlaskiej firmy pośredniczącej w zdobyciu pracy na Wyspach. – Zostawiali wszystko, także starych, zniszczonych ciężką pracą na roli rodziców. Jeśli więc część z wyjeżdżających zapomina w nowym świecie o własnej żonie i dzieciach, podejrzewam, że tym łatwiej zapomni o starych rodzicach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.