Wiedzieli, do czego są zdolni ich koledzy – funkcjonariusze SB. Wiedzieli, że swoje decyzje mogli przypłacić życiem. Mimo to założyli Związek Zawodowy Funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej. Nie było ich wielu, jednak stali się poważną rysą na fundamencie reżimu. Niedziela, 13 grudnia 2009
Związek stał się faktem
Mimo tych pogróżek i dylematów 1 czerwca 1981 r. w warszawskich garażach Batalionów Patrolowych funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej powołali swój związek zawodowy. Blisko 600 delegatów z całej Polski wybrało demokratycznie swoich przedstawicieli. – Po raz pierwszy zaczęliśmy mówić na głos o tym, co się działo naprawdę w milicji – wspomina Wiktor Mikusiński. – Przedstawiać nasze prawdziwe problemy. I wtedy też po raz pierwszy przyszła do nas informacja z MSW, że chcą z nami rozmawiać.
Do rozmów zjazd wydelegował kilku działaczy. Władzę reprezentowali członkowie KC PZPR oraz MSW, w tym przyszły szef resortu – gen. Czesław Kiszczak. Związkowcy przedstawili swoje postulaty. Domagali się również gwarancji bezpieczeństwa dla wszystkich uczestników zjazdu. Istniało bowiem duże prawdopodobieństwo, że zostaną zwolnieni z pracy. Jednocześnie przełożeni zaproponowali, że jeśli związkowcy odłożą na kilka dni obrady zjazdu, to MSW podejmie z nimi rozmowy.
Zażądano też, aby funkcjonariusze zrezygnowali z nazwy „związek zawodowy”. Zjazd założycielski związków zawodowych funkcjonariuszy nie zgodził się jednak na żądania przełożonych. Zapowiedziano, że jeśli ich postulaty nie zostaną zrealizowane, to wezwą milicjantów do podjęcia strajku generalnego. W tej sytuacji szef MSW podjął decyzję o wprowadzeniu stanu podwyższonej gotowości, co oznaczało zakaz oddalania się funkcjonariuszy od swoich jednostek. W praktyce był to rodzaj stanu wyjątkowego w milicji. W kilka dni później nastąpiły zwolnienia wśród tych, którzy byli inicjatorami powołania związków zawodowych lub aktywnymi jego działaczami.
Solidarność ze związkowcami
Dopiero po represjach wobec milicyjnych związkowców kierownictwo Solidarności zainteresowało się działaczami powstającego Związku Zawodowego Funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej. W niektórych regionach przydzielono im pomieszczenia dla działalności. Komisja Krajowa NSZZ Solidarność zapewniła im opiekę prawną podczas przygotowań do rejestracji ich związku w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie. Nieoczekiwanie jednak sąd zawiesił rejestrację związku.
– Jego konsekwencją był upadek ruchu związkowego w jednostkach – mówi Wiktor Mikusiński. – O ile do września koledzy milicjanci, którzy nie byli w związkach, pomagali nam, o tyle później już nie. Zobaczyli, że władza „ma jednak władzę”, skoro nie pozwoliła sądowi zarejestrować nas. Również nasze pokazanie się w Solidarności źle wpłynęło na postrzeganie związku wśród milicjantów. Jak się później okazało, uwierzytelniło to propagandę MSW, która przekonywała funkcjonariuszy, że jesteśmy agentami Solidarności.
Służba Bezpieczeństwa i MSW jeszcze przed stanem wojennym rozpoczęły represje wobec działaczy milicyjnego związku. Zadbano nawet o to, żeby wyrzuceni nie mogli nigdzie dostać pracy. Po wprowadzeniu stanu wojennego kilkudziesięciu działaczy zostało internowanych. Po wyjściu na wolność większość z nich podjęła działalność niepodległościową w podziemiu jako „szeregowi” uczestnicy opozycji. Ale – jak podkreśla Wiktor Mikusiński – istniejący, choć niezarejestrowany związek nie zdołał wywrzeć większego wpływu na środowisko milicji.
– Milicja w stanie wojennym nie zdała egzaminu. Albo można powiedzieć: zdała go paskudnie. Funkcjonariusze zachowywali się bardzo źle. W zdecydowanej większości poparli stan wojenny. Poczuli pewną ulgę, że nie muszą sami decydować. Że się mogą nareszcie odegrać za stres 16 miesięcy wolności i towarzyszącej im presji społecznej. Mogą się w pełni wykazać, że są rzetelnymi funkcjonariuszami. Niestety, tak zachowywali się również ci, którzy byli w związku. Generalnie nikt nie odmówił wykonania rozkazu. Wyjazdu na akcję przeciwko manifestantom, opozycji. Owszem, jedna z funkcjonariuszek z Komendy Wojewódzkiej w Krakowie odmówiła wyjazdu na akcję do Wiśnicza. Odmówił także jakiś funkcjonariusz z Sieradza. Kilka osób nieprzychylnie wyraziło się o stanie wojennym… Ale to były naprawdę nieliczne przypadki godnych postaw.
W latach 90. większość z funkcjonariuszy MO i SB, którzy wiernie służyli reżimowi komunistycznemu, została w policji. Ci, którzy byli prześladowani w stanie wojennym, odzyskali swoje uprawnienia i powrócili do służby. Poza wyjątkami – na mało eksponowane stanowiska. W niedługim czasie odeszli na emerytury.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.