Może niektórym spośród nich przypadł los współczesnych Hiobów. Z tą różnicą, że Pan przywrócił Hiobowi zdrowie i majątek, i to podwojony. Tymczasem ci, których krótkie zdanie w prasowym artykule bądź teczce bezpieki może napiętnować jako zdrajców, do śmierci pozostaną na Hiobowym gnojowisku. Przegląd Powszechny, 12/2006
Esencją wszelkich grzechów przeciw ósmemu przykazaniu jest kłamstwo, które Kościół określa za św. Augustynem jako mówienie nieprawdy z intencją oszukania bliźnich. Prawdę i kłamstwo można zaliczyć w poczet fundamentalnych, pierwotnych i egzystencjalnie najgłębszych antynomii, między którymi rozpina się oś historii zbawienia. Jak między dobrem a złem, życiem a śmiercią, światłem a ciemnością. Jezus poucza apostołów: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem (J 14,6). Ta sama Ewangelia – jakby na zasadzie kontrapunktu – cytuje gorzkie słowa Chrystusa: Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca. Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa. A ponieważ Ja mówię prawdę, dlatego mi nie wierzycie (8,44 i 45).
Większych wątpliwości nie budzi kwestia, jak unikać występków przeciw ósmemu przykazaniu. Niezawodny daimonion wskaże precyzyjniejszą drogę niż słuszne, lecz teoretyczne wskazówki katechizmu. Krótko warto się jednak zastanowić, jak postąpić, gdy pochopnym sądem, obmową lub oszczerstwem wyrządziliśmy krzywdę bliźniemu.
Jasne, należy zadośćuczynić. Jeżeli zniewagi dopuściliśmy się publicznie, publiczna powinna być również prośba o wybaczenie. Tyle że w ostatnich latach, zwłaszcza na forum politycznym, ple-nią się kuriozalne i pokrętne formy przeprosin: Moją wypowiedź wyrwano z kontekstu... Użyłem skrótu myślowego... Dziennikarze zmanipulowali sens moich wypowiedzi... Jeżeli ktokolwiek poczuł się dotknięty, względnie obrażony moimi słowami, w takim razie przepraszam...
W ostatnim przypadku niby-przepraszający puszcza do gawiedzi oko. Albo zamierza potwierdzić, że i tak miał rację, ale ze względów taktycznych musi przeprosić, albo stara się zasugerować, że trzeba być skończonym idiotą, aby obrazić się za jego wypowiedź - i tym samym podwójnie dokłada znieważonemu.
Zadośćuczynienie musi być również adekwatne w treści i formie do szkody, którą spowodowali np. dziennikarze. Sensacyjne oskarżenia drukuje się na czołówkach wielkimi literami. Sprostowania, o ile zgodzi się na nie miłosierny redaktor naczelny, publikuje się mikroskopijną czcionką na odległych stronach.
Z nostalgią można wspominać początki minionego wieku. Chociażby następującą historię: w 1911 r. francuski dziennik „Le Journal”, ponad 700 tys. egzemplarzy nakładu, doniósł, że Maria Skłodowska-Curie ma romans z żonatym fizykiem Paulem Langevinem. Po kilku dniach skruszony dziennikarz przesyła noblistce list: Szanowna Pani, jestem zrozpaczony i niniejszym przedkładam moje najpokorniejsze przeprosiny. Zaufawszy informacjom, napisałem znany Pani artykuł: oszukano mnie; zresztą nie mogę pojąć, jak gorączka zawodu mogła mnie doprowadzić do tak ohydnego uczynku... Jedyną pociechą, jaka mi zostaje, jest to, że skromny dziennikarz, jakim jestem, nie mógłby żadną ze swych publikacji przyćmić sławy opromieniającej Panią ani otaczającego Panią szacunku. Pani bardzo przygnębiony – Fernand Hauser. Cóż za styl, cóż za galanteria, cóż za kindersztuba... Nawet jeżeli Hauser chwycił za pióro motywowany strachem, ponieważ Skłodowska-Curie zapowiedziała, że wystąpi na drogę sądową i będzie domagać się wysokiego odszkodowania.