Na tak luksusowy wybór papieża-Niemca, bezpośrednio po wielkim papieżu-Polaku mógł sobie pozwolić tylko Duch Święty. Nikt z Polaków by w tym kierunku nie szedł. Podobnie Niemcy! Widzę w tym znak, że Opatrzność czuwa nad Polakami i Niemcami. Przegląd Powszechny, 4/2007
– Ale, jak rozumiem, pełną jednością Kościoła byłaby przede wszystkim interkomunia i wspólnota we wszystkich sakramentach. Do tego jest chyba jeszcze bardzo daleko. Czy na polu ekumenii nie utknęliśmy przypadkiem w pracach różnych komisji i odbywających się czasem spotkaniach modlitewnych? Przecież taki stan rzeczy ciągnie się już od dosyć dawna. Czy faktycznie dialog ekumeniczny zmierza do jedności na poziomie nabożeństw, czy też do porozumienia chrześcijan na najbardziej elementarnym, ludzkim poziomie?
– Prace komisji wymagają rzeczywiście długiego czasu. W zeszłym roku skończyła się czwarta faza dialogu katolicko-luterańskiego dotycząca apostolskości Kościoła. Najistotniejszym elementem była tam kwestia sukcesji apostolskiej. Dokument na ten temat jest dla ruchu ekumenicznego bardzo istotny. Być może będzie opublikowany przed Wielkanocą tego roku. Zawarte w nim będą właśnie ujęcia sukcesji apostolskiej, tak jak to rozumie Kościół luterański i katolicki, a w trzeciej części będzie próba ekumenicznego zbliżenia w tym punkcie. Benedykt XVI te rozmowy akceptuje, ale i żąda, by dialog został jeszcze bardziej pogłębiony, zdynamizowany. Dlatego wciąż przypomina kard. Kasperowi, przewodniczącemu Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan, by wszystkie działania w tym względzie odbywały się systematycznie. Odnowiona komisja do dialogu z Kościołami prawosławnymi miała w zeszłym roku, we wrześniu, w Belgradzie pierwszą sesję, a obecnie ma się rozpocząć piąta faza dialogu z Kościołem luterańskim. Najprawdopodobniej będzie dotyczyć fenomenu Lutra, czy jest to „homo religiosus” czy tylko „rebeliant”. Dotyczyć będzie także szerszych problemów dotyczących Reformacji, tego, czy była potrzebna, czy nie wystarczyło poprzestać na prawdziwej reformie.
Jak z tego widać, dialog ekumeniczny postępuje, a można nawet powiedzieć, że za Benedykta XVI zdynamizował się. Niestety, mozolone prace komisji są nieodzownym elementem tego dialogu i papież, jako teolog, szczególnie troszczy się właśnie o uporządkowanie kwestii doktrynalnych. A to jest jeszcze większą inspiracją dla oddolnego ekumenizmu, który być może nawet poszedł już dalej, niż wskazywałoby na to zaawansowanie prac komisji teologicznych. W Niemczech np., zgodne i przyjazne współżycie katolików i ewangelików od dawna już jest oczywistością. My w Polsce widzimy tylko spotykające się komisje, o których czasem się mówi w mediach, ale nie mamy doświadczenia ekumenizmu praktycznego, bo jesteśmy krajem prawie monowyznaniowym. Tam gdzie katolicy od wieków musieli żyć z innymi chrześcijanami obok siebie, ekumenizm oddolny jest widoczny i oczywisty, i ma się dobrze. Ale istotnie, dialog ekumeniczny byłby jałowy, gdyby poprzestać jedynie na dyskusjach specjalistów.
– Z drugiej strony w wielu punktach chyba oddalamy się od siebie. Chociażby kwestie święcenia kobiet, liberalizacja w bioetyce, stosunek do homoseksualistów... Kościół katolicki zajmuje tutaj niezmienne stanowisko, podczas gdy zmiany w Kościołach reformowanych postępują bardzo szybko. Czy wysiłki ekumeniczne, dążenie do zjednoczenia nie jest wobec tego próbą dogonienia nowego mercedesa starym polonezem?
– W wielu przypadkach zwolennicy liberalizacji już teraz przekonują się, że tego rodzaju gonitwa doprowadza do zbyt bezwzględnego uwspółcześnienia Kościoła, do relatywizacji naszej tożsamości względem nawet niejasno określonych wymogów nowoczesności. Bez pamięci i tradycyjnych więzi to wszystko prowadzi do całkowitego rozluźnienia, zamiany świątyń w hale, miejsca różnych imprez. Dawny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, a obecnie papież Benedykt XVI, mocno przestrzega przed tą dyktaturą relatywizmu. Dlatego tam, gdzie trzeba, potrafi postawić sprawę na ostrzu noża. Jego na to stać. Ma w takich sytuacjach ogromne doświadczenie, praktykę zdobytą przy Janie Pawle II podczas sprawowania funkcji prefekta Kongregacji Nauki Wiary.
Moja ekumeniczna dewiza brzmi: my, wszyscy chrześcijanie pochodzący z wielkiego trójkąta chrześcijańskiego (Kościół rzymskokatolicki, prawosławny i Kościoły poreformacyjne), potrzebujemy jeszcze więcej katolickiej szerokości i długości, ewangelickiej głębi (słowa Bożego) i prawosławnego dynamizmu (wymiar pneumatologiczny). Ja sam przez ten ekumenizm, w którym działam przynajmniej ćwierć wieku w różnych komisjach, stałem się bardziej katolicki (wszechobejmujący). To człowieka bardzo wzbogaca. Próbując wczuć się w mentalność luterańską, później prawosławną, stwierdzam, że możemy się od siebie wiele nauczyć. To wszystko przecież nie jest jednostronnym gonieniem jedych za porozumieniem, od którego inni uciekają.