Czy musimy się bać swojego rządu i parlamentu?

Są tacy, którzy twierdzą, że musimy. Tłumaczą mi, że strach przed władzą jest niezbędny, by istniał porządek społeczny. Mówią - władza winna być sprawowana w taki sposób, byś poczuł, że jest groźna. Inaczej będzie anarchia. I konsekwentnie twierdzą, że jeśli ci się jakieś decyzje władzy nie podobają, toś anarchista. Przegląd Powszechny, 5/2007




Czy długo jeszcze w naszej publicystyce pokutować będzie ahistoryczna metoda nierozróżniania tych elementarnych warunków, w jakich się toczyła polska praca polityczna przed r. 1918? W dziejach osobistych każdego Polaka łatwo wynaleźć moment sprzed 1918 r., czasami tylko zrozumiały i powszedni, czasami zaszczytny, na którego podstawie napisać można prawdziwy akt oskarżenia o serwilizm wobec Austrii, Rosji czy Niemiec. Polityka polska dzieliła się za czasów niewoli na ugodę i rewolucję. Ale przedstawiciele rewolty są tak samo niemądrze oskarżeni o serwilizm, dowodem tego Piłsudski i Stadnicki. Oskarżeniom tym ujść potrafią chyba tylko ci młodzi obywatele naszego kraju, którzy przed powstaniem Polski zabawiali się rzucaniem strzał papierowych na swoich nauczycieli. Tak jednak drażliwe kryterium polityczne ma swoje słabe strony.

Pan Leon Biliński był wysokim dygnitarzem austriackim. Przez całe swe życie był obsypywany przez cesarza różnymi odznaczeniami. Cesarz nieustannie go wyróżniał i zaszczycał. Toteż pan Biliński pisze o Franciszku Józefie z wielką serdecznością. Otóż istnieje wielu czytelników w Polsce, w oczach których pan Biliński byłby się „rehabilitował”, gdyby temu cesarzowi w swoich pamiętnikach nawymyślał, nazłorzeczył i zmieszał go z błotem. Wtedy dopiero płytkość myśli takiego czytelnika przyznałaby Bilińskiemu epitet „uczciwego Polaka”. Do takich absurdów prowadzi niezdrowy patos lżejszej publicystyki polskiej.

I to taki patos wydaje się, że dziś znajduje swój rezonans w duszach twórców Ustawy lustracyjnej oraz ich akolitów, co za PRL też niczego bardziej znaczącego niż pokazywanie języka nauczycielowi nie dokonali. I jeszcze jedno. Prawo do krytyki ustaw nie narusza zasad demokracji. Bywa, że jest wprost przeciwnie, a ma to miejsce, gdy ustawy te naruszają rzecz najważniejszą – prawo niepisane. O nim to mówił Perykles: Kierując się wyrozumiałością w życiu prywatnym, szanujemy prawo w życiu publicznym; jesteśmy posłuszni każdoczesnej władzy i prawom, zwłaszcza tym niepisanym, które bronią pokrzywdzonych i których przekroczenie przynosi powszechną hańbę (Tudykides, „Wojna peloponeska”, Warszawa 2003).

Te prawa niepisane obejmują na przykład – wspomniane sprawy honoru i mówią właśnie, że nagonek na ludzi się nie organizuje i się w nich udziału nie bierze. Wiem, że to stwierdzenie nieco staromodne, ale naszym nuworyszom na niwie społecznej warto o nim przypomnieć. A prawo pisane, choćby było wyrazem woli większości rządzącej, czasem może, a nawet bywa, że musi – być odrzucone przez obywateli. I to nie jest anarchia – jeśli to prawo jest złe. Nie musimy szukać daleko, by znaleźć w historii przykłady, gdy w zasadzie powinno się odmówić wykonywania prawa ustawionego lege artis, bo jest niezgodne z sumieniem. Od tak tylko dla przypomnienia – było takie wydane, zgodnie z ówczesnymi zasadami ustrojowymi, a więc jak najbardziej legalne, 2005-2007 lat temu nakazujące, by w pewnym królestwie Bliskiego Wschodu podjąć eliminację wszystkich dzieci płci męskiej do 3. roku życia. Jako że było to prawo legalne, sporo ludzi wzięło udział w jego wykonaniu i dziś są za to potępiani.

A teraz mniej patetycznie, ale pragmatycznie. Jeśli osoby objęte owym przymusem składania oświadczeń lustracyjnych jednak zdecydują się mu podporządkować, warto, by w formularzu wykreślały akapit „po zapoznaniu się z ustawą”. Wobec jej niejasności i wobec tego, że związana jest ona z innymi aktami prawnymi, zapoznanie się z tą Ustawą jest dla osób niebędących prawnikami trudne. Może się, więc okazać, że podpisując ów formularz bez tej poprawki, poświadczamy nieprawdę. Po drugie warto też dopisać – „oświadczam zgodnie z moją wiedzą”. To – ze zwykłej ostrożności, jako że naprawdę nie wiemy, co kto o nas w tajnych papierach pisał, ani też, jak te zapiski zrozumie lustrator. Te dopiski wydają mi się ważne, bo owe deklaracje niewątpliwie staną się pierwszymi dokumentami nowych teczek mogących potem służyć różnym celom. Nie należy więc – dla świętego spokoju – podpisywać takich formularzy bez stosownych zastrzeżeń.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...