O „Solidarności” inaczej

Każda rewolucja czy bunt ma swój etos, który się rozpada po zmianie systemu. To reguła, że po zwycięstwie ujawniają się wewnętrzne różnice w ruchu. Specyfiką Polski był fakt, że wielu działaczy przeszło do sfery władzy państwowej, co, oczywiście, spowodowało zamieszanie w związku, który pozostał związkiem zawodowym. Przegląd Powszechny, 9/2009



– O interesy grup dbają branżowe związki zawodowe. Ludzie nie czują się klasą społeczną.

– Czy się czują, czy nie, to m.in. kwestia mody intelektualnej. W tej chwili dyskurs klasowy jest rzeczywiście w kiepskim stanie. Ze zrozumiałych powodów był używany, by bronić niesprawiedliwego, dyktatorskiego systemu. Poza tym określił „robotnika” jako „mężczyznę pracującego fizycznie w fabryce”, podczas gdy ten typ coraz bardziej należy do przeszłości. Ale faktycznie, obiektywnie, klasowość wcale nie maleje. Trzeba tylko znaleźć nowy, przekonujący sposób żeby to opisać, co nie będzie łatwe.

– Czy po 1989 r. termin „klasa społeczna” (poza teorią socjologiczną) ma jakiekolwiek znaczenie?

– Pojęcie klasy nie odzwierciedlało rzeczywistości w systemie komunistycznym, dlatego trudno jest je przyjąć obywatelom w krajach postkomunistycznych. Ale coraz bardziej czują klasowość obecnego systemu. Dlatego, np. wśród młodzieży, jest większe zainteresowanie związkami zawodowymi niż na początku lat dziewięćdziesiątych. Niektórzy dziękują mi za to, że piszę inaczej o klasie, jestem zresztą studentem ludzi, którzy na Zachodzie robią podobne rzeczy. Jednak daleko nam jeszcze do sukcesu, do przekonania ludzi i mediów, że takie pojęcie nie tylko dużo wyjaśnia ale ma także polityczne korzyści dla stabilnej, inkluzywnej demokracji.

– A gdzie jest miejsce Kościoła w społeczeństwie demokratycznym?

– Widzę je w sferze prywatnej, może dlatego, że mieszkam w kraju, który jest pluralistyczny religijnie. Nie ulega wątpliwości, że Kościół odegrał swoją rolę w pobudzeniu ludzi do działania, uważam jednak, że świat polityki to inny rodzaj sztuki i Kościół nie należy do tej sfery. Oficjalnie zresztą Kościół mówi to samo, tylko nie jest konsekwentny. Pokusa władzy przyciąga, a Kościół w Polsce jest wyraźnie podzielony w tej sprawie.

– Używasz ostatnio terminu „postpostkomunizm”, co on oznacza?

– Mówiłem o tym w referacie wygłoszonym podczas zjazdu socjologów w Zielonej Górze w 2007 r., a potem w artykule „Koniec postkomunizmu” opublikowanym w „Krytyce Politycznej”. Chodzi o to, że wreszcie wchodzimy w okres, kiedy przeszłość komunistyczna nie ciąży tak, jak wcześniej. Widać to w postawach młodzieży, ale nie tylko.

Wspomniany artykuł był poświęcony robotnikom i związkom zawodowym, ponieważ zauważyłem, że przez ostatnie lata robotnicy działają w różnych miejscach tak, jak na Zachodzie. W książce pojawiały się dopiero pierwsze zwiastuny tego zjawiska – śmiali związkowcy, młodzi, dwudziestokilkuletni, którzy urodzili się w kapitalizmie i on jest dla nich normą. Wszystkie inne sprawy to historia ich rodziców, ich to nie dotyczy.

– Czekają nas zmiany?

– To jest już nowa epoka, postpostkomunistyczna.

*****

DAVID OST, socjolog i politolog, profesor nauk politycznych w Hobart and William Smith Colleges (NJ). Zajmuje się historią „Solidarności” i polską transformacją ustrojową. Autor m.in. książek: „Solidarity and the Politics of AntyPolitics” (1990) i „Klęska Solidarności” (2007).

MAŁGORZATA BILSKA, socjolog i pedagog, zajmuje się duchowością ponowoczesną i nowym feminizmem. Jest członkiem Centrum Kultury i Dialogu. Mieszka w Krakowie.




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...