Każda rewolucja czy bunt ma swój etos, który się rozpada po zmianie systemu. To reguła, że po zwycięstwie ujawniają się wewnętrzne różnice w ruchu. Specyfiką Polski był fakt, że wielu działaczy przeszło do sfery władzy państwowej, co, oczywiście, spowodowało zamieszanie w związku, który pozostał związkiem zawodowym. Przegląd Powszechny, 9/2009
– Książka „Klęska Solidarności” jest owocem wielu lat badań na ruchem związkowym w Polsce. To musiało być duże wyzwanie dla naukowca ze Stanów Zjednoczonych.
– Badam ruch od samego początku, tyle czasu, ile istnieje „Solidarność”. Byłem na pierwszym zjeździe Solidarności w 1981 r. Nie było mnie w sierpniu, chociaż dobrze to pamiętam, gdyż mieliśmy wtedy związek zawodowy asystentów (doktorantów) na Uniwersytecie Wisconsin i strajkowaliśmy. Chcieliśmy, by uczelnie gwarantowały nam przedłużenie umowy, z których nasza uczelnia w ogóle chciała się wycofać.
Zaraz potem wybuchła w Polsce „Solidarność” i wszyscy strajkujący asystenci byli jej wielkimi kibicami. Znałem już trochę język polski, przekazałem innym bieżące wiadomości. Kiedy podpisano Porozumienia Gdańskie, radość była ogromna. Potem pożyczyłem od znajomych pieniądze, by tu przyjechać. Był akurat marzec, przyjechałem na dwa tygodnie. Byłem w Bydgoszczy w dniu, gdy okupowano budynek ZSL i Rulewski został pobity, co o mało nie zakończyło się strajkiem generalnym. Wróciłem znowu we wrześniu 1981 r. i zostałem na 16 miesięcy.
– Tematem Twojej pracy doktorskiej była „Solidarność”?
– Pisałem o teorii demokracji i społeczeństwa obywatelskiego. Wtedy „Solidarność” i opozycja nie używały tego terminu, stosowali je analitycy na Zachodzie. Dla mnie wydarzenia w Polsce niosły ze sobą nowy wzór demokracji opartej jednocześnie na partycypacji i przekonaniu, że ludzie mogą zmienić państwo, nie angażując się wprost w politykę. Książka na bazie pracy doktorskiej nazywała się „Solidarność a polityka antypolityki”.
„Solidarność” była zbudowana na wzorze działania KORu, interesowała mnie ich strategia działania. Interesowałem się wcześniej innymi ruchami opozycyjnymi w krajach komunistycznych – wydarzeniami na Węgrzech w 1956 r., Praską Wiosną i polskim Grudniem 1970 r. W tej części świata wybuchy protestu jednoczyły prawie całe społeczeństwo, na Zachodzie takie rzeczy się nie zdarzają. Byłem tym zafascynowany i próbowałem zrozumieć, jak to się dzieje.
– Jak to się stało, że ostatni protest okazał się skuteczny? Robotnicy sprzymierzyli się z inteligencją, pokojowe negocjacje z władzą doprowadziły do powstania niezależnego, samorządnego związku zawodowego, choć nikomu wcześniej się to nie udało.
– To bardzo dobre pytanie. Pokolenia się zmieniały, opozycja uczyła się, patrząc na to, co wychodziło, a co nie. KOR był duchowo związany z zachodnią Nową Lewicą. Daniel CohnBendit, który stał na czele ruchu studenckiego w Paryżu w 1968 r., napisał znaną, krytyczną wobec partii komunistycznej książkę, anarchizował, nie należał do żadnej partii, był dobrym przyjacielem Adama Michnika. Opozycja uczyła się od Nowej Lewicy tego, że można działać politycznie, nie atakując frontalnie samego systemu. Na Zachodzie były ruchy studenckie, ruch przeciwko wojnie w Wietnamie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.