Już wtedy, w 1987 r., wiedziałam, że nie mogę mieć dzieci. Moja mama przyjechała z wczasów i powiedziała: „Słuchaj, jest dziewczynka, którą mogłabyś wziąć”. I ja pojechałam po tę dziewczynkę, przywiozłam ją do domu. Przegląd Powszechny, 12/2009
– To taki piękny gest.
– Piękny gest, ale ja myślałam, że na serce odejdę.
– To wyróżnienie to za całokształt czy za tramwaj, czy za dzieci?
– Za całokształt. I za tramwaj też. I dostałam z tego wszystkiego taką nagrodę [Pani Henryka pokazuję szklaną statuetkę z wtopionym tramwajem]. Jest to bardzo ładna rzecz, bo ten tramwaj to jest
15. Kunszt przepiękny. Nie wiem, jak to się robi, ale to bardzo ładna rzecz. Dostałam również dwa laptopy, telefon. To wszystko. I jeszcze weekend w SPA. Pojedziemy z moimi dziećmi i całą rodziną.
Dostałam jeszcze jedną nagrodę, która jest mi bardzo, bardzo bliska. To był największy zaszczyt w moim życiu. Dostałam nagrodę Andrzeja Bączkowskiego. To jest, uważam, największe osiągnięcie. Wiecie kim był Andrzej Bączkowski?
– Minister pracy i polityki społecznej. Umarł w wieku 41 lat na serce. Z przepracowania. To był najporządniejszy minister w czasie koalicji SLDPSL. Był z PSLu.
– To był minister poza podziałami. Zmieniały się różne rządy, a on zostawał, dlatego że był dobrym człowiekiem, robił pracę, którą powinien robić. Otrzymałam nagrodę ufundowaną przez jego żonę i syna. To była ta największa nagroda w moim życiu i tym jestem zaszczycona najbardziej.
– Jak Pani ocenia lata prowadzenia rodzinnego domu dziecka? Czy czegoś Pani żałuje?
– Dzięki dzieciom przestałam myśleć o sobie, o swojej chorobie. Przecież jak się prowadzi dom i dzieci, to trzeba pójść po zakupy, zająć się wszystkim. Mimo że lekarze zabronili mi dźwigać, to przecież ja nie miałam czasu myśleć, czy mogę pół kilo złapać, czy kilo. Przeżyłam wszystkie te lata, które mi dawano. Dużo więcej niż mogłam dostać. Przeżyłam trudne i lepsze chwile z moimi dziećmi. Nie zamieniłabym tego nigdy na nic innego. Mogę mieć do nich, jak każda matka, o coś tam pretensje, mogę mieć pretensje, że do mnie nie zadzwonią, że już dawno u mnie nie byli i jeszcze inne rzeczy. Takie są koleje losu. Ja mam czasem takie pretensje. Dzwoni do mnie, a ja mówię; „No dobrze, w ogóle, że zadzwoniłaś”. Jestem wściekła, bo nie dzwoniła chyba dwa tygodnie. Ona mówi: „Mamo, przecież mama chyba rozumie, że ja pracuję”. Nie, nie rozumiem…
Z mojego życia nie zmieniłabym nic. Poza moim dzieciństwem, oczywiście. O dzieciństwie nie będę mówić. To są trudne rzeczy i bolą nadal, mimo że jestem dorosłą osobą. Czasem się zdarza, że jak o tym mówię, później odchorowuję to w jakiś tam sposób. Co ciekawe, jeszcze nikt nie usłyszał tego, co chyba powinnam światu powiedzieć. Że nie wolno niektórych rzeczy robić.
– Większość Pani kolegów z „Solidarności” zrobiła oszałamiającą karierę polityczną, a Pani nie… Nie żałuje Pani tego czasem?
– Ja też zrobiłam karierę! Jestem matką dwanaściorga dzieci!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.