Pamiętam, że na krakowskich Błoniach w trakcie liturgii słowa poszłam na sam koniec tej ogromnej łąki, bo bardzo mnie interesowało to, co przeżywają ludzie, którzy nie widzą papieża i mało co go słyszą. Ale w najważniejszym momentach Mszy świętej wyłączałam się jako dziennikarz. eSPe 66/2004
>br>
Co chciałaby Pani przekazać z dziennikarskiego doświadczenia seminarzystom, którzy przygotowują się do głoszenia kazań?
To jest bardzo trudne pytanie, bo kazanie różni się od przekazu medialnego, który ma być „krwiożerczy” wobec odbiorcy. Przekaz dziennikarski musi mieć bardzo atrakcyjne rozpoczęcie, żeby zmusić widza do obejrzenia, wysłuchania wiadomości czy przeczytania tekstu do końca. Zawsze staramy się „napompować” początek, żeby był on bardzo interesujący, żeby w pierwszym momencie dużo się działo, a dopiero potem rozwijać po kolei wątki. Wśród dziennikarzy uważamy, że najlepiej rozpocząć od anegdoty i zawsze szukamy tych anegdot. Tekst, w którym jest anegdota jest bardziej interesujący.
Myślę, że kazania mogłyby być bardziej interesujące. Lubię kazania mówione prostym językiem, które są nie za długie, bo jednak trzeba się na nich skupić. Gdy kazanie jest długie bardzo, trudno osiągnąć to skupienie: kiedyś byłam na 25-minutowym kazaniu i przyznam szczerze, że po 15 minutach nie wiedziałam, o co księdzu chodzi – to było straszne.
Papież ma dar mówienia prostym językiem o bardzo ważnych rzeczach. On też wplata w swoje wypowiedzi anegdoty, to znaczy odniesienia do codzienności. To jest bardzo ważne.
Wydaje mi się, że kazanie powinno zachęcać ludzi do tego, żeby wspólnie coś przeżywać, a nie zawsze tak jest. Czasami ksiądz mówi sobie, a ludzie sobie.
Czy w mediach jest miejsce na mówienie o przeżyciu religijnym?
To jest na pewno bardzo trudne w mediach elektronicznych. W prasie to co innego; można opisywać różne rzeczy i człowiek, który sięga po to, chce to przeczytać. Natomiast telewizja operuje obrazem, a w ten sposób bardzo trudno jest pokazać przeżycia religijne, tymczasem telewizja jest od pokazywania. W codziennych newsach, w programach informacyjnych trudno jest znaleźć miejsce na tego rodzaju materiały.
Pamiętam dyskusję w Episkopacie z bp. Pieronkiem, który powiedział, że Kościół jest też towarem i Kościół powinniśmy umieć sprzedać. Myśmy protestowali, że Kościół nie może być towarem. Ale on mówił, że te idee, które niesie ze sobą Kościół, też powinny być dobrze opakowane, żeby były nośne. Zastanawialiśmy się długo, jak to pokazać i nie znaleźliśmy dobrej recepty. Mówi się, że zło jest bardzo łatwo pokazać – jak coś się złego stanie, media natychmiast się na to rzucają. Pokazać dobro jest bardzo trudno. To mozolna praca. Można, oczywiście, czasami coś przemycić, ale nie ma na to dobrej recepty; przynajmniej ja jej nie znalazłam. Wielu moich kolegów też się nad tym zastanawia. Bp Chrapek miał taki pomysł, żeby nagradzać dziennikarzy za promowanie dobra i dziś przyznajemy nagrodę jego imienia. Ale bardzo trudno jest nam znaleźć kandydatów do tej nagrody, bo co to znaczyć promować dobro? Nagradzani są głównie dziennikarze piszący, a nie telewizyjni.
W swojej książce o papieskiej pielgrzymce wspomniała Pani o osobistym spotkaniu z Ojcem Świętym. Czy w Pani pracy zawodowej było jeszcze podobne wydarzenie?
Żadne inne nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. Papież siedział koło mnie i chciał ze mną rozmawiać; na tym polega jego siła, że miałam wrażenie, iż jestem dla niego najważniejsza, że skupia na mnie całą swoją uwagę.
Bardzo ważne było również prowadzenie transmisji z pobytu papieża w Sejmie. To było naprawdę wzruszające (pomijam fakt, że było to ogromne wydarzenie medialne). Słowa papieża robiły niesłychane wrażenie: mówił bardzo prostym językiem, bardzo konkretnie, krótkimi zdaniami, bardzo nasyconymi emocjonalnie. Myślę, że dla papieża to też było ogromne przeżycie.
Prowadzenie tej transmisji było dla mnie niesamowitym doświadczeniem. Po jej zakończeniu zadzwoniła do mnie mama i zapytała: „Dlaczego ty mówiłaś takim głosem, jakbyś zaraz miała umrzeć?” A ja po prostu całą transmisję przepłakałam. Obserwowałam dziennikarzy, którzy siedzieli koło mnie, i których nie podejrzewałam o takie wzruszenie, a oni też byli bardzo poruszeni. Spotkania z papieżem nie da się porównać z niczym innym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.