Najbardziej szkodliwe jest brązownictwo

Kościół potrafił się jednak odbudować i odniósł zwycięstwo, choć zapłacił za to pewną cenę, dlatego zamiatanie brudów pod dywan i mówienie, że jest to pomnik ze spiżu, na którym mucha nie siada, jest fałszywą strategią. W drodze, 10/2006




To nie jest przecież tylko kwestia autocenzury historyka, ale jego wyboru. Czy nie sądzi Pan jednak, że teczki odgrywają w naszym życiu publicznym nieproporcjonalnie ważną rolę?

Zgadzam się, że Polska ma dziś znacznie ważniejsze problemy, z masową emigracją zarobkową na czele. Jednak wielu polityków i ludzi mediów jest wciąż innego zdania i to oni tworzą tę atmosferę teczkowej histerii. Widzę dwa sposoby zakończenia tematu teczek. Pierwszy, proponowany przez Oleksego: spalić archiwa, czemu oczywiście jestem przeciwny. I drugi: możliwie szeroko je otworzyć. Wtedy się pozbędziemy problemu, ale oczywiście nie natychmiast. Ostatecznie zniknie on dopiero wtedy, gdy przestaną funkcjonować w polskim życiu publicznym osoby, których te materiały dotyczą. Dowód: publikacje informacji z lat 40. i 50. Tam są opisywane okropne rzeczy, w tym zdrady, które powodowały zabijanie ludzi, słowem działalność agenturalna, przy której ta z lat 70. i 80. to kaszka z mlekiem. Jednak dziś te informacje nie budzą społecznych emocji, bo dotyczą ludzi, których nie pokazuje się w telewizji, i dlatego większość historyków IPN woli się zajmować latami 40. i 50., bo one są pod tym względem bezpieczniejsze.

Czy istnieje możliwość szantażowania ludzi Kościoła za pomocą teczek?

Obawiam się, że tak, a głosy, które do mnie dochodzą, potwierdzają, że niektórzy funkcjonariusze bezpieki utrzymują dosyć zażyłe kontakty z duchownymi, których prowadzili. To się przekłada również na przedsięwzięcia biznesowe. Dwa, trzy lata temu Newsweek opisywał przypadek biznesmena, który zaczął wchodzić w kontakty gospodarcze z Episkopatem, a okazał się byłym oficerem SB. Obawiam się, że to nie był przypadek odosobniony. To nie musi być szantaż. Szantaż jest w tle. Gorsza jest duża zażyłość. Są księża, których złamano, ale gdy tylko była okazja, to uciekali od nachodzących ich funkcjonariuszy. Jednak są i tacy, którzy do dziś nie uważają, że robili coś złego, a w podtrzymywaniu kontaktów z byłymi funkcjonariuszami bezpieki nie widzą niczego niestosownego.

To kolejny powód, dla którego Kościołowi powinno zależeć na ujawnieniu teczek.

Tak, zwłaszcza że bilans Kościoła jest pozytywny. Kościół odniósł w epoce PRL ogromny sukces, bo jako jedyna wspólnota wyznaniowa w bloku wschodnim zachował suwerenność. Była ona, co prawda, bardzo zagrożona, a w pierwszej połowie lat 50. nawet częściowo złamana. Kościół potrafił się jednak odbudować i odniósł zwycięstwo, choć zapłacił za to pewną cenę, dlatego zamiatanie brudów pod dywan i mówienie, że jest to pomnik ze spiżu, na którym mucha nie siada, jest fałszywą strategią. Tymczasem od siedemnastu lat słyszymy wyłącznie o zwycięstwie. Ceną zaś tego zwycięstwa było uwikłanie około 10% księży, spośród których część pozorowała współpracę. Nie wierzę, że ujawnienie teczek zniszczy wizerunek Kościoła niezłomnego, zniszczy świadomość odniesionego sukcesu. Najbardziej szkodliwe jest brązownictwo, polegające na mówieniu, że wszyscy duchowni trwali niewzruszenie i pokonali komunizm bez żadnych strat własnych.

Rozmawiali: Grzegorz Pac i Paweł Kozacki OP

***


Antoni Dudek - ur. 1966, politolog i historyk, doktor habilitowany, pracownik Uniwersytetu Jagiellońskiego i Instytutu Pamięci Narodowej, zajmuje się najnowszą historią Polski, autor i współautor kilkunastu książek, ostatnio wydał Reglamentowana rewolucja. Rozkład dyktatury komunistycznej w Polsce 1988-90, mieszka w Warszawie.

«« | « | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...