Dziś, wobec realnego niebezpieczeństwa masowego odchodzenia ludzi od Kościoła, i to już w następnym pokoleniu, wydaje się, iż samo zachowanie status quo to zdecydowanie za mało. Należy mądrze podjąć „ekspansję w przyszłość”. W drodze, 10/2007
Podstawowym niebezpieczeństwem obecnego systemu jest poważne osłabienie więzi ludzi z parafią, a przez to, pośrednio, istotne osłabienie samej wspólnoty parafialnej. Doświadczenie nauczyło już nas, że najłatwiej przychodziło związać z parafią tych, którzy w parafii przeszli katechezę, lub posyłali tam na katechezę swoje dzieci. Natomiast we współczesnych polskich realiach nie ma co się łudzić: więzi z parafią (a przez to i z Kościołem w ogólności) nie uda się nawiązać przez szkołę, po prostu dlatego, że w naszej współczesnej polskiej sytuacji niepokojąco często nie ma więzi (pozytywnych) ze szkołą!
Szczególnie trudna sytuacja dla zwykłej nauki uczestnictwa w życiu parafii ma miejsce tam, gdzie parafia szkoły jakiegoś dziecka (a tym bardziej – w odniesieniu do młodzieży licealnej) nie jest parafią jego zamieszkania. Problem ten jest aktualny zarówno w małych wioskach (gdy dzieci, mieszkające w małym przysiółku, są z racji miejsca zamieszkania „przypisane” do jednej parafii, a z racji szkoły do innej) jak i w dużych miastach. Znam dobrze np. sytuację parafii na obrzeżach wielkiego miasta, gdzie na jej terenie mieszka ponad 20 tysięcy ludzi, ale nie ma żadnego liceum; w tej parafii młodzież w wieku lat 16-tu całkowicie „znika” nam z oczu – i nie tylko nie wiemy, czy chodzą oni na katechezę w swoich szkołach, ale, tym bardziej, co ona jest tam warta.
Współczesna młodzież, niejednokrotnie coraz bardziej „rozgarnięta” intelektualnie, ale zarazem często poważnie „rozchwiana” emocjonalnie, bardzo potrzebuje mądrych duszpasterzy. Taką funkcję w niewielkim tylko stopniu pełnią organizowane tu i ówdzie „duszpasterstwa szkół średnich”; z naszych dominikańskich doświadczeń wiemy, że korzysta z nich niemal wyłącznie młodzież ze środowisk elitarnych, z tzw. „dobrych domów”. Tym, którzy w rodzinie nie odebrali starannego wychowania, bardzo trudno jest trafić do takiego duszpasterstwa, gdyż po prostu nie rozumieją potrzeby pogłębiania swej chrześcijańskiej formacji intelektualnej i duchowej. Tymczasem mierny poziom katechizacji to bardzo złe rokowania dla chrystianizacji następnych pokoleń. Już dziś widzimy, jak trudno nawet przy najlepszych chęciach odnaleźć się w Kościele tym młodym, których rodzice bądź nie w ogóle nie uczestniczyli w katechizacji bądź też mają z niej zdecydowanie negatywne wspomnienia. Tymczasem w dużych miastach (teren szczególnie trudny, także ze względu na swoistą „anonimowość” jednostki) przeniesienie katechezy do szkół pozbawiło dorastającą młodzież istniejącej poprzednio możliwości wyboru katechety. Dawniej, gdy w jednej parafii katecheza była na marnym poziomie, młodzi mogli szukać lepszej w innych parafiach; obecnie jedyną alternatywą jest rezygnacja z katechezy w ogóle.
■ Innym istotnym problemem katechezy w szkole jest trudność we wprowadzaniu w sacrum religii, w budzeniu niezbędnej tu osobistej wrażliwości, otwartości na Tajemnicę; szkoła nie jest odpowiednim do tego miejscem. Dawniej cenną pomocą była właściwa atmosfera w domu rodzinnym; dziś zbyt wiele mamy rodzin „dysfunkcyjnych”, aby oparcie w rodzinie wystarczało do właściwej inicjacji w wierze. ■
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.