Ludzie mnie fascynują

Po prostu muszę podróżować. Marzy mi się, by każdy wyjazd był pasmem nieustających radości. Nie zawsze się to udaje, bo marzenia są różne od rzeczywistości. Niemniej wiele moich wypraw takimi było. Radość z samej podróży, ze spotkanych ludzi. To właśnie jest dla mnie ważne. W drodze, 7/2009



Podobają się Panu współczesne filmy podróżnicze?

Według mnie są ładniejsze od moich – kolor inny, większe możliwości, wszystko jest na plus. Ale to nie są prawdziwe reportaże. Podczas jednego z krakowskich festiwali pokazywałem film, który zrobiłem na celuloidzie 30 lat temu – to były czasy, gdy mogłem zabrać ze sobą 20 kg taśmy, bo więcej się nie udawało. Po filmie podchodzili do mnie ludzie i mówili: to był prawdziwy reportaż, a te dzisiejsze filmy to reklamówki, większy bajer. Nie uważam, żeby to było złe, nawet to doceniam, bo sam takich możliwości nie miałem. I to z pewnością otwiera jakąś drogę. Ale widzę, że ludziom podoba się też klasyczny reportaż.

Filmowania uczył mnie Krzysztof Zanussi. Wtedy jeszcze nie był tym Zanussim, którego dziś znamy, ale już wiele wiedział o filmie, zbierał nagrody. Całą noc objaśniał mi i rysował, jak mam te filmy robić. I nie jestem w stanie oderwać się od tego sposobu, którego mnie nauczył.

Jest Pan autorem edukacyjnego cyklu „Przez lądy i morza”. Obecnie jeździ Pan z prelekcjami po szkołach, uniwersytetach, gości w domach kultury. Czy w młodzieży odnajduje Pan swoje pasje?

Tak, na każdym poziomie. Zresztą sam byłem też nauczycielem – w stanie wojennym, gdy wiedziałem, że nie będę wyjeżdżał. Uczyłem fizyki, ale nie miałem między zajęciami przerwy. Bo młodzież mnie pytała – nie tylko o podróże, ale jak żyć, kim być? Czy ta fizyka to rzeczywiście ważna? Nigdy nie byłem sam w drodze do domu.

Dziś podobne pasje widzę w młodych ludziach. W zeszłym roku młodzi chłopcy zrobili seminarium polarne. Poprosili mnie, bym je poprowadził. I okazało się, że przeżywamy to identycznie, choć zmieniła się technika, sposoby przygotowania wypraw. Ale cel, wrażenia, oczekiwania są takie same. Natychmiast stali się moimi kolegami.

Czym jest dla Pana dom? Ponoć zbyt długi pobyt w nim powoduje, że staje się Pan nieznośny?

Zawsze tłumaczę młodszym kolegom, że podróżnik musi mieć miejsce, do którego może wrócić. Podczas wyprawy staram się nie myśleć o domu, ale gdy pada hasło powrotu, to chciałbym być w nim jak najszybciej. Nie mogę powiedzieć, że tęsknię. To byłaby nieprawda. Wystarcza mi świadomość, że wrócę. Dobrze mieć takie miejsce na Ziemi.

A jak Pana „ucieczki” w świat przyjmuje rodzina?

To prostsze, niż by się wydawało. Mojej przyszłej żonie od początku powtarzałem, że jeśli tylko nadarzy się okazja, wyjadę na Antarktydę. Oczywiście, wtedy jeszcze w to nie wierzyliśmy. A teraz to jest nawet korzystne. Gdy nachodzi nas okres wzajemnego znużenia, gdy mamy się dosyć – wtedy wyjeżdżam. Być może dłuższe wyjazdy nie są dobre dla rodziny. Ale co trzymiesięczne wyprawy nie są takie złe. Żona pomaga mi w przygotowaniach do nich. Po powrocie mam jej tyle do opowiedzenia. Żyjemy tym razem. A gdy znów mamy siebie dosyć, pakuję się i ruszam w świat. Paradoksalnie bycie podróżnikiem ułatwia, a nie utrudnia życie.

rozmawiał Krzysztof Błażyca

*****

RYSZARD CZAJKOWSKI dziennikarz, autor ponad 100 programów podróżniczych, kilkudziesięciu filmów, artykułów i książek, członek The Explorers Club, polarnik, geofizyk, a przede wszystkim włóczykij z powołania.





«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...