Najtrudniejsze spowiedzi nie są spowiedziami największych grzeszników, ale osób, które nie bardzo radzą sobie z oceną, czy spowiadają się z grzechów, czy też jedynie z „wykroczeń” wobec zupełnie niezrozumiałego prawa. W drodze, 2/2010
We wszystkich tych przypadkach stajemy przed dylematem: albo nie wyznamy przed spowiednikiem uczynku, o którym wiemy, że jest grzeszny, ale my tej grzeszności nie czujemy, i wówczas będziemy mieli świadomość, że zatailiśmy coś podczas spowiedzi, albo też wyznamy ten grzech, ale będziemy czuli się jak hipokryci, bo wcale nie mamy go sobie za złe i raczej nie chcemy z nim zrywać. Pytanie jest dosyć proste: warto wyznawać tego typu grzechy w sakramencie pokuty, czy też nie? Aby na nie odpowiedzieć, musimy najpierw zmierzyć się z kilkoma kluczowymi zagadnieniami.
Czucie i wiara
Brak poczucia, że pewne nasze czyny są grzeszne, czyli zarówno obiektywnie złe, jak i szkodliwe dla nas, nie powinien nas specjalnie dziwić. Nie powinno to mieć też dużego znaczenia w naszych ocenach moralnych. Nawet w zwykłej, fizycznej rzeczywistości mamy do czynienia z podobnymi sytuacjami. Nikt z nas nie poczuje ani nie zobaczy tlenku węgla, czadu, który jest śmiertelnie niebezpieczny dla naszego zdrowia i życia. „Morderca” ów jest zupełnie bezwonny i niewidoczny. Coś, co może nas zabić, jest dla nas niewyczuwalne, w pełni kryje się przed naszymi zmysłami. Nie ma powodu, aby z tej racji panikować i żyć w strachu. Jest to jedynie powód ku temu, aby w kuchni czy w łazience zamontować elektroniczne czujniki i przestrzegać podstawowych zasad bezpieczeństwa.
Podobnie jest w życiu moralnym. Są czyny i decyzje, których zabójcze dla naszej duszy zło jest zupełnie niewyczuwalne dla naszego sumienia – przynajmniej czasowo. Właśnie z tego powodu istnieje moralne nauczanie Kościoła. Może więc się zdarzyć sytuacja, że nie czuję, iż coś jest grzechem, a jednocześnie wyznaję to na spowiedzi, bo wiem z katechizmu, że Kościół mówi o grzeszności takiego uczynku. Nie jestem wówczas hipokrytą dokładnie tak samo, jak nie jestem hipokrytą, gdy wietrzę łazienkę czy kuchnię po włączeniu się czujnika gazu, choć ani węch, ani wzrok nie mówią mi, że coś się ulatnia, ja zaś nie odczuwam akurat potrzeby wietrzenia mieszkania. Pytanie brzmi tylko, czemu daję wiarę w takiej sytuacji: moim zmysłom czy też śmiesznie wyglądającemu, dziwnie brzmiącemu, ale stanowczemu czujnikowi gazu?
Dziwna ślepota
Może się również zdarzyć, że nasze całkiem dobrze i solidnie ukształtowane sumienie nie odezwie się w chwili, gdy powinno. Zdarzało się to nawet ludziom, którzy byli bardzo blisko Pana Boga. Król Dawid był człowiekiem nie tylko przez Boga wybranym, ale i szczególnie Panu Bogu wiernym. W pewnym momencie zabrnął jednak w ciężkie grzechy, których zupełnie nie widział. Morderstwo Uriasza i cudzołóstwo z Batszebą uszło zupełnie jego uwadze moralnej. Gdy prorok Natan opowiedział mu historię i wskazał, że czarny charakter opowieści jest obrazem samego Dawida (2 Sm 12,1–24), dopiero wtedy Dawidowi otworzyły się oczy. Można spytać, jak to jest możliwe, że człowiek tak bliski Panu Bogu był w tej sytuacji tak moralnie ślepy i potrzebował proroka, głosu z zewnątrz, aby rozeznać grzech, wobec którego jego własne sumienie milczało? Jest to możliwe dokładnie na tej samej zasadzie, na której potrafimy bardzo wyraźnie dostrzegać w innych grzechy, których oni nie widzą, ale również takie, których my nie widzimy w samych sobie.
Sytuacja Dawida powtarza się przecież nie tak rzadko w różnych wariantach. Jak to możliwe, że gorliwy dotychczas katolicki mąż w pewnym momencie odchodzi od swojej żony, rodziny i wiąże się z inną kobietą? Co jeszcze dziwniejsze, uważa zwykle, że podjął trudną, ale dobrą decyzję. Mówimy wtedy o kryzysie wieku średniego, mówimy, że miłość nie wybiera i że nie ma na nią mocnych i inne tego typu rzeczy. Ale prawda jest taka, że człowiek ów stracił moralny wzrok i albo wówczas posłucha kogoś poza sobą, albo będzie żył w złu, którego nawet nie dostrzeże. Są takie sytuacje w naszym życiu, w których nie możemy się opierać jedynie na naszym odczuwaniu moralnym. Musimy zaufać „prorokowi z zewnątrz”, nawet jeśli jego słowa nie zgadzają się z naszą wrażliwością.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.