Najtrudniejsze spowiedzi nie są spowiedziami największych grzeszników, ale osób, które nie bardzo radzą sobie z oceną, czy spowiadają się z grzechów, czy też jedynie z „wykroczeń” wobec zupełnie niezrozumiałego prawa. W drodze, 2/2010
Wiara dogmatyczna i wiara moralna
To właśnie dlatego nasza wiara jest nie tylko wiarą dogmatyczną, wiarą w określone prawdy o Panu Bogu, ale i wiarą moralną, wiarą w określone zasady życia moralnego. Jeszcze raz warto to podkreślić – żyjemy wiarą moralną, nie zaś spokojną moralną pewnością. Aby zrozumieć tę prawdę, posłużmy się analogią z wiarą dogmatyczną. To, że Pan Bóg istnieje, jest prawdą wiary dogmatycznej, której można dochodzić na płaszczyźnie czysto rozumowej. Arystotelesowi na przykład zupełnie bez pomocy Objawienia udało się dojść do prawdy, że Pierwszy Poruszyciel istnieje. Ale, po pierwsze, nie wszyscy jesteśmy równie bystrzy i metafizycznie wrażliwi jak Arystoteles, a po drugie, nawet gdybyśmy byli, to i tak zawsze jesteśmy w stanie podważyć argumentację za istnieniem Boga. Pewność bowiem tej argumentacji nie jest taką samą pewnością, do jakiej dochodzimy, dowodząc twierdzenia Pitagorasa.
Podobnie jest z wiarą moralną. Można racjonalnie argumentować i dowodzić zła cudzołóstwa, aborcji czy konkubinatu, ale po pierwsze, wcale nie musimy tej argumentacji zrozumieć, a po drugie, nawet jeśli ją zrozumiemy, możemy ją zawsze podważyć – bo nie jest ona równie apodyktyczna w swojej pewności jak dowód twierdzenia Talesa. Zarówno w przypadku wiary dogmatycznej, jak i wiary moralnej, poza rozumowaniem, chęcią zrozumienia i racjonalnego przyjęcia prawdy, możemy być i jesteśmy wezwani do zawierzenia i ufności, czyli wiary właśnie. Jeśli nie jest dla nas intelektualnie oczywiste istnienie Boga i nie potrafimy go dowieść (choć obiektywnie jest to przecież możliwe), a jednak się modlimy i przyjmujemy sakramenty, to również możemy się spowiadać z grzechów, które nie są dla nas oczywistym złem i nie mamy emocjonalnej pewności ich niszczącej siły. Wcale nie oznacza to, że jesteśmy hipokrytami. Oznacza to jedynie, że jesteśmy ludźmi wierzącymi zarówno na płaszczyźnie dogmatycznej, jak i moralnej.
Odczucie i sumienie
Nasze dylematy związane z zagadnieniem grzechów, za które nie żałujemy, a jednak czujemy się w obowiązku wyznać je na spowiedzi, mają swoją podstawę w jednej zasadniczej pomyłce. Niewątpliwie pomyłką tą jest przywiązywanie w życiu moralnym zbyt wielkiej wagi do odczuć moralnych. Przede wszystkim samo sumienie traktujemy zwykle jako bliżej nieokreślone przeczucie, emocjonalne przeświadczenie, że coś zrobiliśmy dobrze albo źle. Sumienie zaś jest czymś zgoła innym – aktem, czyli czynnością, albo jak kto woli działaniem, rozumu praktycznego. W definicji tej najważniejsze jest słowo „rozum”.
Sumienie jest aktem rozumu. Oznacza to, że na drodze racjonalnej wydajemy sąd o danym uczynku. Oczywiście, w owym racjonalnym procesie sądzenia bierzemy pod uwagę również własne uczucia moralne, podobnie jak bierzemy pod uwagę opinię innych ludzi, nauczanie Kościoła, okoliczności takiego czy innego działania podlegającego moralnej ocenie. Ale odczucia moralne są tylko jedną z przesłanek, którą bierzemy pod uwagę, gdy nasze sumienie wydaje osąd moralny naszego działania. Jeżeli tego nie zrozumiemy, to do końca życia grozi nam tzw. spowiadanie się „na wszelki wypadek”.
Penitent spowiadający się „na wszelki wypadek” powiada na przykład tak: „Nie byłem w niedzielę na mszy świętej, ale byłem chory”. Spowiednik ma wówczas ochotę spytać: „Dlaczego w takim razie się z tego spowiadasz? Skoro byłeś chory, to dobrą rzeczą było zostać w łóżku i zatroszczyć się o swoje zdrowie”. A penitent zwykle odpowiada: „Bo wie ksiądz, tak na wszelki wypadek”. Jest to klasyczna sytuacja, w której bardziej ufamy jakimś niejasnym uczuciom moralnym niż naszemu racjonalnemu sądowi moralnemu.
Wolimy się wyspowiadać „na wszelki wypadek” z naszych niejasnych moralnych odczuć, niż oceniać takie sytuacje racjonalnie. Niestety, zbyt częsta praktyka spowiadania się „na wszelki wypadek” ma zgubne skutki. Jednych doprowadza do nerwicy i choroby skrupułów, a innych do równie tragicznej sytuacji, kiedy wysiłek oceny moralnej zostaje odłożony na górną półkę naszej duszy, a my wciąż pozostajemy w wygodnym moralnym niedookreśleniu, komfortowej „mgle” czynów, które pozostają nienazwane, co do których mamy odczucie, że są „poza dobrem i złem”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.