Kiedy słyszymy, że mamy dobrowolnie pokutować, poddać się umartwianiu, dostajemy gęsiej skórki. Po co zadawać sobie dodatkowych zmartwień? Dlaczego odmawiać przyjemności? Przewodnik Katolicki, 11 marca 2007
Odpowiedź jest prosta: z miłości. Każdy uczeń pragnie naśladować swego mistrza. Dla chrześcijan tym mistrzem jest Jezus Chrystus. Skoro On sam pościł, pokutował, poddawał się umartwieniu, by na końcu dokonać Zbawienia przez cierpienie, to i nam, Jego uczniom, te praktyki nie powinny być obce. Podjęcie pokuty, szczególnie w Wielkim Poście, jest wypełnianiem słów Zbawiciela, które wypowiedział do uczniów na długo przed swoją Męką: „Kto nie bierze swego krzyża i nie idzie za Mną, nie jest Mnie godzien”.
Współczesny świat korzysta z dobrodziejstw postępu technicznego. Żyje się nam łatwiej. Ale postęp techniczny niesie ze sobą także negatywne skutki. Przytłacza, zabiera czas na refleksję, a w miejsce pokuty oferuje o wiele bardziej kuszące rozrywkę i wygodę. Dlatego umartwienie wydaje się dziś wielu szaleństwem czy głupotą. Jakimś średniowiecznym reliktem, który nie pasuje do kultury naszych czasów. Zapominamy o życiu wiecznym, bo zbyt bardzo skupiamy się na doczesnym. Tymczasem pełni szczęścia nie zaznamy na ziemi, ale dopiero po śmierci, gdy dane nam będzie przebywać z Bogiem „twarzą w twarz”. Póki co, trzeba przemierzyć swoją drogę krzyżową, podejmować codzienny trud.
To nie znaczy, że człowiek nie ma na ziemi prawa do szczęścia. Umartwienie nie polega na odarciu się z radości. Nie oznacza jakiejś straty, pozbawienia się wartości doczesnych. Gdybyśmy kosztem ofiary i cierpienia mieli stracić wiele radości, a niczego nie zyskać, umartwienie nie miałoby sensu.
Po co więc umartwianie? Bo przez nie mamy udział w odkupieniu przez Krzyż. Człowiek boi się ofiary, ale ten strach może przełamać. Tego oczekuje Bóg. „Weźcie moje jarzmo na siebie” – mówi Pan Jezus. I obiecuje pokrzepić wszystkich utrudzonych i obciążonych.
Umartwianie zawsze było i pozostanie środkiem wzrastania w cnotach. Jesteśmy jak naczynie, do którego Pan Bóg chce wlać swoją miłość. Im więcej zbędnych rzeczy z tego naczynia wyrzucimy, tym więcej będzie miejsca na Bożą miłość. Człowiek ma jednak skłonność do niewolniczego przywiązywania się do rzeczy ziemskich. Bez pokuty trudno z nich zrezygnować.
Pokuta jest też zadośćuczynieniem za nasze grzechy. Obrazowo przedstawił to bł. Josemaría Escrivá: „W głębi dołu wykopanego przez pokorę niech pokuta pochowa twoje niedbalstwo, twoje przewinienia i grzechy. Tak właśnie ogrodnik zakopuje pod drzewem zgniłe owoce, suche gałęzie i liście opadłe z tego drzewa! W ten sposób to, co było bez wartości, a nawet szkodliwe, staje się źródłem nowej płodności. Naucz się czerpać siłę z upadku, ze śmierci – życie”.