Sama wiem, jak trudno jest wyzwolić się z gorsetu własnych politycznych sympatii i antypatii. Nie ulec pokusie pouczania ex cathedra, ale uczciwie opisywać rzeczywistość. Bez oglądania się na mody, salony i polityczną poprawność. Przewodnik Katolicki, 11 listopada 2007
Zaczęłam od tego przydługiego wstępu nie po to, aby się chwalić, ale by pokazać, jak trudno jest zadecydować, kiedy dziennikarz ma obowiązek informować o wyczynach prominentnych polityków, a kiedy lepiej jest, by milczał. Być może, gdyby media wystarczająco nagłośniły wydarzenia w Brześciu i Charkowie, do kolejnych kompromitujących wystąpień Aleksandra Kwaśniewskiego by nie doszło. Milczenia w Brześciu więc żałuję, co nie oznacza, iż jestem zwolenniczką ujawniania zawsze i wszystkiego.
Podam przykład – publicystka "Polityki" Janina Paradowska zarzuciła mi swego czasu, że z Charkowa "doniosłam" tylko na prezydenta Kwaśniewskiego, przemilczające rolę biskupa Głodzia. Nie bronię hierarchy, problem w tym, że jak napisałam wcześniej, biskupowi picie w spełnieniu obowiązku nie zaszkodziło. Prezydenta Kwaśniewskiego doprowadziło do kompromitacji.
W latach 60. w USA tajemnicą poliszynela były liczne romanse Johna Kennedy'ego. Dziennikarze jednak o nich nie pisali. Słusznie lub nie, uznali, że ponieważ prezydent swoje "skoki w bok" skrzętnie ukrywa, nie ma to wpływu na jego działalność jako polityka. Wyciąganie obyczajowych skandali mogłoby natomiast, zdaniem mediów, zaszkodzić i polityce Kennedy’ego, a więc także Ameryce. Nie oceniam tego postępowania, przytaczam jako przykład.
W zasadzie dostarczanie społeczeństwu informacji, swoista kontrola działalności polityków w demokratycznych krajach, należy do głównych zadań żurnalistyki. Właśnie ten obowiązek sprawia, że media pretendują do roli czwartej władzy. Władza powinna jednak wiązać się z poczuciem odpowiedzialności, a obawiam się, że tego jest w polskim dziennikarstwie coraz mniej. Z niepokojem obserwuję wzrastające od pewnego czasu upolitycznienie mediów i nie chodzi mi bynajmniej o próby zawłaszczania przez kolejne ekipy rządzące publicznego radia czy telewizji.
Polscy dziennikarze w wielu wypadkach przestali dostarczać informacji, a zaczęli uprawiać politykę, ferować wyroki nie na podstawie wydarzeń, ale własnych politycznych sympatii. Robią to nie tylko publicyści, których dobrym prawem jest pisanie zaangażowanych felietonów. Niemal wszędzie informację zaczyna mylić się z komentarzem. Fakt, że przestało to być polską specjalnością, wcale mnie nie pociesza. Tym bardziej że to właśnie w Polsce byliśmy w ciągu ostatnich dwóch lat świadkami lekkiej histerii części kolegów żurnalistów. Zgoda, trzeba było opisywać błędy PiS, nagłaśniać nie najszczęśliwsze (delikatnie mówiąc) powiedzonka Ludwika Dorna, protestować tam, gdzie dochodziło do naruszeń. Histeryczne apele o ratowanie zagrożonej demokracji były jednak nie tylko przesadą, ale właśnie brakiem odpowiedzialności. Chętnie cytowane przez zagraniczne media psuły wizerunek Polski w świecie skuteczniej niż tak krytykowana dyplomacja. W dodatku podważały wiarygodność samych mediów na wewnętrznym rynku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.