Odejścia z kapłaństwa zdarzały się w każdej epoce, jednak w naszych czasach odejścia te uwarunkowane są nie tylko słabością poszczególnych ludzi, ale też wyjątkowo negatywnym oddziaływaniem dominującej kultury, którą w jakimś stopniu wszyscy się karmimy. Przewodnik Katolicki, 23 marca 2008
Każdy, kto odchodzi z kapłaństwa czy łamie śluby zakonne, szuka jakiegoś usprawiedliwienia, jakiejś formy wymówki. Działają wtedy psychiczne mechanizmy obronne. Kto nie postępuje zgodnie z sumieniem i własnymi zobowiązaniami, przeżywa poważny niepokój i próbuje „załagodzić” ten niepokój jakąś formą alibi. Całkiem podobnie czyni nastolatek, który ucieka z domu, albo człowiek dorosły, który odchodzi od małżonka, Boga i Kościoła.
Ci, którzy porzucają kapłaństwo czy łamią śluby zakonne, często całą odpowiedzialnością za zaistniałą sytuację obarczają swoich przełożonych, trudne warunki życia czy zbyt duży - według nich - ciężar obowiązków, które mieli do wypełnienia. W rzeczywistości najważniejszym powodem odejścia jest osobisty kryzys danej osoby, zaniedbanie modlitwy i ofiarnej miłości, ucieczka od odpowiedzialności i od nieuniknionego przecież trudu życia, brak czujności i dyscypliny, a także magiczne oczekiwanie, że w świeckim życiu jest łatwiej o rozwój i doświadczenie radości życia. Tymczasem rozwój i radość zależy od tego, jak postępujemy, a nie od tego, w jakim środowisku żyjemy.
Odejścia z kapłaństwa zdarzały się w każdej epoce, jednak w naszych czasach odejścia te uwarunkowane są nie tylko słabością poszczególnych ludzi, ale też wyjątkowo negatywnym oddziaływaniem dominującej kultury, którą w jakimś stopniu wszyscy się karmimy.
Jest to kultura odarta z duchowości, a w konsekwencji odarta także z wrażliwości moralnej oraz z godnych człowieka ideałów i marzeń. Kultura, która dostrzega w człowieku jedynie ciało, popędy i emocje; usiłuje nam wmówić, że człowiek jest wielki i nieomylny jak Bóg, a jednocześnie sugeruje, że powinien zachowywać się na podobieństwo zwierząt, ulegając instynktom i popędom.
Dominująca dziś kultura, zwana ponowoczesnością, promuje utopijne ideologie o istnieniu łatwo osiągalnego szczęścia, a przez to zachęca do ucieczki od twardych realiów życia. A to oznacza promowanie tchórzostwa w obliczu prawdy o człowieku i o otaczającej nas rzeczywistości. W konsekwencji człowiek „nowoczesny” to ktoś, kto nie jest zdolny do wiernej miłości, i kto uważa, że inni ludzie nie są takiej miłości godni.
Kultura ta cechuje się ponadto populizmem w pedagogice. Odwołuje się do mile brzmiących utopii o życiu na luzie, kierowaniu się własnymi przekonaniami, prawach bez obowiązków i tolerowaniu - a nawet akceptowaniu! - wszystkich i wszystkiego. No, może poza Kościołem katolickim… Dochodzi nawet do tego, że niektórzy rodzice, pedagodzy, psycholodzy i seksuolodzy okazują się raczej demoralizatorami niż odpowiedzialnymi i realistycznymi wychowawcami.
W takiej to niskiej kulturze umierania w człowieku tego, co w nim najpiękniejsze i najbardziej Boże, z trudem przychodzi młodym ludziom dorastanie do świętości i wierności otrzymanemu powołaniu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.