Z niejakim zdziwieniem zareagowałem na pytanie mojego przyjaciela, tuż przed jego ślubem, dotyczące intercyzy. - Nie, my z żoną nie zawieraliśmy żadnej umowy przedwstępnej. Ani nawet nie pomyśleliśmy o niej. A może trzeba było? Przewodnik Katolicki, 5 października 2008
Jest to wyrazem wyrachowania i ubezpieczenia się od „nieszczęśliwych wypadków” czy po prostu rozsądnym przekalkulowaniem plusów i minusów? Już w samym małżeństwie okazuje się, że intercyza nieraz może okazać się pomocna w zaskakujących sytuacjach. Jest to zbyt skomplikowana sprawa, by jednoznacznie ją potępiać albo gloryfikować. Więc jak z tym jest?
Do najważniejszych przymiotów małżeństwa w ujęciu katolickim należą jedność i nierozerwalność. Małżeństwo jest jednym z siedmiu sakramentów, tym szczególniejszym, że nie jest udzielany przez duchownego, lecz właśnie przez same osoby, które zawierają związek małżeński. To nupturienci udzielają go sobie nawzajem. Przysięgają przed Bogiem i w obecności wspólnoty Kościoła. Jest to decyzja na całe życie, od której nie ma odwołania. Odwołania? W zasadzie dlaczego miałoby być? Przecież konstytuuje się związek, który przez Sobór Watykański II został nazwany „głęboką wspólnotą życia i miłości” („Gaudium et spes”, 48), powołany na mocy „nieodwołalnej zgody osobowej” (tamże). W słownikach teologicznych czy nawet Encyklopedii katolickiej na próżno by szukać pojęcia intercyzy.
Słowo „intercyza” pochodzi z łaciny i znaczy tyle, co „ciąć”, „dzielić”. Już w średniowiecznej łacinie intercisa znaczyło „rozstrzygnięcie”. Jak widać, w samej warstwie semantycznej intercyza akcentuje podział. Sobór Trydencki, który zakończył się w roku 1563 i w zasadzie stanowił niespisany kodeks prawa kanonicznego aż do roku 1917, uroczyście potwierdził, że małżeństwo, jako sakrament, stanowi wieczysty i nierozerwalny węzeł. Po Soborze zaczyna się stopniowe rozdwajanie pojmowania małżeństwa: władza państwowa rości sobie pretensje do rozstrzygnięć legislacyjnych i sądowniczych, a Kościół ma zajmować się jedynie stroną sakramentalną. Taki sposób patrzenia na małżeństwo oficjalnie skrytykował papież Leon XIII w encyklice „Arcanum divinae spientiae” w roku 1880, który zaprzeczył jakoby w chrześcijańskim małżeństwie można było rozdzielić sferę kontraktową i sakramentalności.
Ten swoisty regalizm był przez stronę katolicką w przeszłości traktowany podejrzliwie. Dziś stał się faktem, którego nikt nie kwestionuje. Małżeństwo najpierw jest rzeczywistością cywilno-prawną, a dopiero potem konfesyjną. A i sama intercyza pod względem prawnym nie budzi zastrzeżeń. Ot, po prostu umowa pomiędzy dwiema stronami. U notariusza kosztuje 400 zł. Kilka minut, parę podpisów. I tyle.
Asia i Bartek – katolickie małżeństwo z niedługim stażem (ślub 19 lipca tego roku) – przekonują mnie, że podpisana przez nich intercyza w żadnym razie nie jest wyrazem braku zaufania, próbą odrzucenia odpowiedzialności za drugą osobę czy tym bardziej ukrytą myślą o możliwym rozwodzie. Ich szczęśliwe małżeństwo od samego początku było przemyślane i wykalkulowane. - Życie pisze różne scenariusze, a my chcemy być teoretycznie przygotowani na jak najwięcej wariantów – mówi Bartek. - Jeśli np. któremuś z nas się nie powiedzie, to automatycznie nie pociąga drugiego. Intercyza w naszym przypadku to właśnie głębokie przemyślenie. W razie jakichś niepowodzeń, np. finansowych, to dzięki intercyzie będziemy mogli sobie pomóc – dodaje Asia. Jednak w ich wypowiedziach pojawia się moment wahania: mają trudności w zdefiniowaniu pojęcia wspólnoty małżeńskiej. Asia: Dla mnie jest ona częścią wspólnej egzystencji małżeńskiej, w której jednak jest… nie-wspólnota małżeńska (śmiech). Dla Bartka wspólnota małżeńska jest po prostu współodpowiedzialnością.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.