Nie chodzi o mnie

S. Maria od dwudziestu lat jest w klasztorze. Do dziś rytm dnia nie zmienił się. O tej samej porze dzwonią dzwonki wzywające na modlitwę, w tych samych godzinach są posiłki i niezmiennie o 5.30 wstaje się, bo z pójściem spać bywa różnie... Przewodnik Katolicki, 1 lutego 2009



S. Maria od dwudziestu lat jest w klasztorze. Do dziś rytm dnia nie zmienił się. O tej samej porze dzwonią dzwonki wzywające na modlitwę, w tych samych godzinach są posiłki i niezmiennie o 5.30 wstaje się, bo z pójściem spać bywa różnie. Tylko jak w kalejdoskopie zmienia się zakres jej obowiązków, które trudno zmieścić w precyzyjnym regulaminie dnia…

Dźwięk dzwonka dudniącego na cały dom wyrywa ją ze snu. – O nie! Dopiero się położyłam – wzdycha – Ile dzisiaj spałam? Cztery i pół godziny. Nie jest źle. „W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”… – kreśli znak krzyża. Chwila modlitwy i natychmiast zaczyna poganiać samą siebie. – Pośpiesz się, bo się spóźnisz. – Zaraz, gdzie ja położyłam pasek od habitu? Chyba nigdy nie nauczę się kłaść go w jednym miejscu. Co rano to samo – kręci z politowaniem głową. – Szczęście, że teraz nie mam już problemów pod tytułem: „Co ja mam na siebie włożyć?”.

– Matko kochana! – przytomnieje, widząc godzinę 6.03. – Dwie minuty! Lotem błyskawicy zbiega z drugiego pięta do kaplicy, która mieści się na parterze.

– „Panie otwórz wargi moje”… rozpoczyna siostra prowadząca modlitwy. – „A usta moje będą głosić Twoją chwałę” – włącza się w zakonnych chór zziajanym głosem.

„Daj mi już o świcie doznać Twojej łaski, bo w Tobie pokładam nadzieję”… – płyną psalmowe wersety. „Pokaż mi drogę, którą mam kroczyć, bo wznoszę ku Tobie moją duszę” – rytmicznie odpowiada drugi chór. „Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu”… Po skończonej Jutrzni kaplica wycisza się. Powoli gasną światła, rozpoczyna się półgodzinna medytacja. To ważny czas. Człowiek ma dość krnąbrną naturę, dlatego co rano musi wyznaczyć kierunek, w którym powinien dzisiaj iść.

„Pan z wami” – rozpoczyna się Msza Święta. Nikt nie przychodzi na nią z pustymi rękoma. Siostry przynoszą konkretnych ludzi i ich sprawy. – Za Martę, z którą rodzice mają coraz więcej kłopotów – myśli. – Oszukuje i jak magnes lgnie do wątpliwego środowiska. Gdybym miała taką córkę, byłabym niczym żandarm. – Ale nie masz – upomina samą siebie. I do końca nie wie, dlaczego znów coś ścisnęło ją w środku. – Za tych, z którymi dzisiaj się spotkam…

Około 7.50 jest śniadanie. Ponad czterdzieści sióstr przechodzi z kaplicy do refektarza w milczeniu. Dopiero po skończonym posiłku kończy się czas kanonicznego milczenia.

O 8.15 wraca do swojej celi. Szybki poranny porządek i mocna kawa wypita prawie na stojąco. Czuje, że zaczyna boleć ją głowa. Pukanie do drzwi odrywa ją od korekty grafiku na dzisiaj.

– Siostro, jesteś bardzo zajęta? – pyta s. Zofia. – Trzeba pilnie zawieźć s. Agnieszkę do lekarza.

– Skoro pilnie, to jedziemy – uśmiecha się, sięgając po torebkę z dokumentami, która w przeciwieństwie do paska od habitu zawsze jest w jednym miejscu.
Tuż po 11.00 udaje się jej wrócić do domu z chorą siostrą i torbą lekarstw.

– Połóż się. Przyniosę ci coś do jedzenia.




«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...