Dwadzieścia lat minęło

W domu moich rodziców był album wydany w 1928 roku, a poświęcony 10. rocznicy odzyskania niepodległości. Gdynia od dwóch lat miała już wówczas prawa miejskie, złotówka po reformie Grabskiego stała mocno, zaczęto budować istniejące do dzisiaj zakłady chemiczne w Mościcach. Przewodnik Katolicki, 7 czerwca 2009



W następnym parlamencie postkomuniści zdobyli już zdecydowaną większość miejsc i stworzyli własny gabinet. Nieco później legendarny przywódca „Solidarności” Lech Wałęsa przegrał walkę o prezydenturę z młodym „aparatczykiem” Aleksandrem Kwaśniewskim. Do pełnego obrazu brakuje tylko niesławnego upadku gabinetu Hanny Suchockiej.
Niestety, wygląda na to, że wszystkie te historie niczego niegdysiejszych sojuszników z podziemia nie nauczyły.

Wyniszczające spory byłych solidarnościowców obserwujemy do dzisiaj. Na nic się zdały wyraźne życzenia elektoratu. W 2005 roku PO i PIS nie były w stanie stworzyć rządzącej koalicji. Łatwiej było dogadywać się, czy to z postkomunistami, czy z podejrzanymi partiami typu LPR i Samoobrona, niż przezwyciężyć własne ambicje. Skończyło się kolejnymi przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi i trwającą do dzisiaj morderczą walką dawnych kolegów. Walką, która sprawia, że teraz Polska traci szanse przypomnienia światu o swoich zasługach w obaleniu komunistycznego systemu.

Obchody 20. rocznicy pierwszych w miarę swobodnych wyborów stały się bowiem okazją do kolejnych przepychanek pomiędzy premierem i prezydentem. Zamiast zgodnie organizować uroczystości, na które należało zaprosić wszystkich możnych tego świata od prezydenta USA poczynając (5 czerwca Barack Obama będzie w Niemczech), zamiast skupić się na promocji i międzynarodowym nagłaśnianiu polskiej, a właściwie światowej rocznicy, mamy kolejny żenujący spektakl i dwie uroczystości – jedną rządową w Krakowie, a drugą „solidarnościowo”-prezydencką w Gdańsku. I proszę mi nie tłumaczyć, że wszystko przez nieodpowiedzialnych związkowców. Gdyby rząd i prezydent potrafili się w kwestii wspólnych obchodów rocznicy porozumieć, niestraszne byłyby jakiekolwiek manifestacje.

Ważniejsze jest jednak podkreślanie różnic, obliczone na przyszłoroczne wybory prezydenckie, niż solidarne działanie ku pożytkowi wszystkich.

Rzecz pospolita?

Niestety ten brak troski o wspólne dobro, brak propaństwowego myślenia widać właściwie na wszystkich szczeblach władzy. Nie ceni się ludzi za fachowość, ale za partyjną przynależność. To jest główne kryterium obsadzania ważnych posad w państwowych instytucjach. Nie interes kraju, a partii.

Rozmawiałam niedawno z młodym, wykształconym na Harvardzie urzędnikiem jednego z resortów gospodarczych. Właśnie złożył wymówienie.

Miał dosyć przyglądania się spółkom skarbu państwa, których rady nadzorcze traktowane jako łup kolejnych rządzących ekip składają się nie z fachowców, ale z partyjnych nominantów. W efekcie dochodzi do takich wypadków jak wtedy, gdy któraś Rada Nadzorcza KGHM, zamiast w Lubinie, wylądowała w Lublinie. Członkowie tego ciała nie wiedzieli bowiem, gdzie dokładnie znajdują się nadzorowane przez nich zakłady.




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...