Mało jest w chrześcijaństwie spraw, które są omawiane tak obszernie jak pokora, ale też mało jest tematów, które rodzą tyle nieporozumień, co ona właśnie. Posłaniec, 6/2009
Poniżaj siebie, to będziesz w niebie. Czy aby na pewno?
Podczas czerwcowych nabożeństw modlimy się i wołamy: Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serca nasze według Serca Twego! Czy naprawdę wiemy, o co prosimy?
Mało jest w chrześcijaństwie spraw, które są omawiane tak obszernie jak pokora, ale też mało jest tematów, które rodzą tyle nieporozumień, co ona właśnie. Efekt jest taki, że choć różnych spojrzeń na pokorę znamy wprost bez liku, to i tak pierwszymi słowami, które przychodzą nam na myśl, gdy o niej wspominamy, jest werset z Ewangelii Łukasza, w którym Pan Jezus mówi: kto się poniża, będzie wywyższony (Łk 14, 11).
Poniżeni czy wywyższeni?
Takie ujęcie istoty pokory być może nie jest zbyt atrakcyjne, ale ponieważ to słowa Pana Jezusa, więc nie dyskutujemy – widocznie tak ma być. A skoro tak, to – jako przykładni katolicy – staramy się, szczególnie wtedy, gdy inni na nas patrzą, jak najbardziej zdeprecjonować własne osiągnięcia, zająć ostatnie miejsce przy stole i ogólnie przedstawić siebie w jak najgorszym świetle. Tak powiedział Pan Jezus i choć tego nie rozumiemy, to widocznie jest w tym jakaś ukryta prawda.
Trudno odmówić skuteczności takiej metodzie, bo przecież nasze życiowe doświadczenie zdaje się ją potwierdzać. Gdy tylko zaczniemy wprowadzać ją w życie, to prawie natychmiast ewangeliczna obietnica staje się ciałem! W jaki sposób? W bardzo prosty: inni widząc nasze poniżanie się, niemal automatycznie zaczynają zaprzeczać, doceniać, podnosić nas na duchu i mówić, że to nieprawda, że nie jest wcale tak źle, że mamy w sobie wiele dobra, jest wielu gorszych od nas, że należy nam się wyższe miejsce…
Co prawda obie strony tego dramatu wiedzą, że to strategia krótkowzroczna, ale czyż to nie jest wywyższenie? Zapewne jest, bo przecież otrzymujemy wtedy chwilowe pocieszenie, przez moment się uśmiechamy i przez mgnienie oka wierzymy, że naprawdę jest świetnie. Ale przed udzieleniem jednoznacznie twierdzącej odpowiedzi powstrzymuje nas świadomość, że myśmy sami to wywyższenie sprokurowali, wyżebrali, wymusili na innych, a skoro tak, to niewiele ma ono wspólnego z prawdą o nas.
A poza tym, kiedy przychodzi nam ocenić rzeczywistą wartość takiego postępowania, budzą się w nas kolejne niepokojące pytania: Czy rzeczywiście na tym polega pokora? Czy istota rzeczy naprawdę leży w tym, by deprecjonować samego siebie, czekając tylko, by ktoś mnie docenił i pochwalił, a jednocześnie zachwycił się moją pokorą? Czyż to nie jest czasem pokora garbata? Czy o to chodziło Panu Jezusowi?
Jeśli przyjrzeć się biblijnemu kontekstowi tych słów Jezusa (Łk 14, 1-14), to pojawiają się dodatkowe problemy. Wypowiada je On podczas posiłku, na który został zaproszony, i ewangelista nic nie wspomina, żeby Pan zajął ostatnie miejsce. Co więcej, On tam przecież naucza, dyskutuje, opowiada i trudno sobie wyobrazić, by robił to z ostatniego miejsca.
Pęta opinii
Jak to wszystko rozumieć? Wydaje się, że kluczowymi zdaniami całego tekstu są te dwa: Każdy, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony (Łk 14, 11) i A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych (Łk 14, 14).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.