Kochał życie, walczył o człowieka

Karol Wojtyła był ich wujkiem – przyjacielem i przewodnikiem duchowym. Oni widzieli z bliska jak kochał życie i jak walczył o każdego człowieka. Przyjdź, 1/2009



Zawsze dawał radę

Każdy miał okazję płynąć z Karolem Wojtyłą w jednym kajaku. Można było wtedy przegadać wiele rzeczy, tak jak przy ognisku. Porządek dnia był ściśle przestrzegany, a wieczorem, kto chciał, mógł posiedzieć przy ognisku, a kto chciał mógł iść wcześniej spać, albo wykąpać się, podpłynąć do księżyca na kajaku, pospacerować…

A to, co było w tym wszystkim najważniejsze, to cisza. I myśmy mieli ciszę na tych naszych wycieczkach, czyli to, czego nie dawał zgiełk miasta, życia codziennego. Wycieczki, kajaki, kiedy się płynęło bezszelestnie czasami, po niedostępnych niekiedy miejscach, przy krajobrazach zachwycających i zapierających dech w piersiach. To szczególnie nastrajało. On to kochał, tym również żył.

Czasem było tak, że sam odpływał kajakiem w odosobnienie. Wtedy sobie czytał, medytował i było wiadomo, że nie można mu przeszkadzać. Zawsze jednak był gotów na rozmowę, zawsze otwarty na człowieka. Solidarnie z nami ponosił te trudy. Kiedy były wywrotki kajaków, to wtedy z nami brodził w rzece, po konarach, żeby szukać rzeczy, które wysypały się z kajaka.

Podczas naszych wspólnych wyjazdów żyliśmy właściwie tym, że był z nami. To był kapłan, ojciec, przewodnik duchowy, przewodnik życia, któremu można było powierzyć wszystkie troski, tajemnice. Zawsze dawał radę jak postępować, co w życiu czynić, żeby je przeżyć godnie. Często po rozmowie lubił napisać jeszcze parę słów i powrócić do tematu.

Nadal jest z nami

Z nami się śmiał, przeżywał tragedię, chrzcił nasze dzieci, dawał śluby, grzebał naszych zmarłych, a przez głębię rozstań ze swoimi najbliższymi, umiał nas przygotować na śmierć, a tych śmierci było kilka. Ważne było to, że był z nami w tym czasie. Teraz też jest z nami. Ja czuję tę obecność, nie tylko w listach, nie tylko na zdjęciach, nie tylko w otoczeniu tego mieszkania, do którego przysyłał listy, ale tę

Jego obecność widzę teraz po moich córkach, w ich małżeństwach, po wnukach. Jak On się nami niezwykle radował! Każde narodziny, wszystkie sukcesy zawodowe, każdego dziecka, specjalizacje, habilitacje, przewody, to wszystko kwitował w listach. To jest w ogóle rzecz niepojęta. Miał potem Siostry, które mu pomagały, ale On nigdy o nas nie zapominał. Ostatni Jego list ma pieczątki z 2 kwietnia 2005 roku; napisał, że błogosławi naszym rodzinom; to było prorocze - już wiedział, że to jest rozstanie.

To trochę krępujące myśleć o Nim: przyjaciel, bo to słowo często używa się w sensie: równy sobie. Ale w przyjaźni nie musi być tej równości w sensie statutu człowieka i rangi. Karol Wojtyła zawsze był kapłanem. U Niego zawsze to wybrzmiewało. Nawet jeśli był kolegą, stał wyżej. Był kapłanem. Przyjaźni przecież nie wyklucza rodzicielstwo, ojcostwo, macierzyństwo. Przyjaciel, mistrz-uczeń, ojciec-syn. To była prawdziwa przyjaźń, ona się w naszym życiu bardzo mocno zaznaczyła.



«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...