Wiara: dlaczego nie odchodzę. Tygodnik Powszechny, 11 listopada 2007
Swoje miejsce Paweł Śliwa odnalazł u warszawskich dominikanów, na Służewie. Zaczął chodzić na „dziewiętnastki". – Ale to nie trwało długo, niestety – mówi. – Zaczęło się liceum, rozkręciły imprezy. Kiedy przyszedłem zawiany na kurs do bierzmowania, ksiądz mnie wyrzucił. Z czasem przestał w ogóle chodzić do kościoła. Z powodu niemożliwości dopasowania moralnej nauki katolicyzmu do życia: zamieszkał z dziewczyną. – Ale coś mnie cały czas z tyłu głowy uwierało. Umarł Papież, siedziałem wtedy u znajomych. Poszliśmy do kościoła, ale nie przerodziło się to w powrót. Niestety.
Paweł często używa słowa „niestety", kiedy mówi o swoim byciu poza Kościołem. Rok temu stwierdził, że może dobrą drogą powrotu będzie spowiedź. Poszedł, wyznał, co mu nie pasuje. – Ksiądz mnie wysłuchał i stwierdził, że nie dojrzała we mnie jeszcze chęć powrotu, skoro żyję w ten sposób. Nie dał rozgrzeszenia. Pawłowi spodobało się, że spowiednik potraktował go poważnie. Bo jeśli kiedyś wróci, to nie będzie zwykłym polskim katolikiem, który w sobotę idzie się upić, a w niedzielę udaje, że wszystko OK, i tup, tup do kościółka.
– Nie chcę być hipokrytą. Bóg to nie jest ktoś, z kim możesz żyć na pół gwizdka.
Na razie nie chodzi do kościoła nawet w Boże Narodzenie. Nie modli się; tylko nad grobem jest w stanie odmówić pacierz. Ale coś go ciągle uwiera. – Mama umarła, kiedy miałem 13 lat. Wiem, że nadzieją na to, żebyśmy się jeszcze spotkali, jest wiara. Myślę o założeniu rodziny. Przyjdzie moment, kiedy będę chciał zabrać dziecko do kościoła. Wtedy wrócę.
Agnieszka Matwiejczuk, obecnie studentka trzeciego roku religioznawstwa na UJ, w liceum odkryła podobieństwa między różnymi systemami religijnymi. Zagadnęła o to spowiednika. – Wydarł się na mnie, stwierdził, że mam za małą wiedzę, żeby dyskutować – wspomina. W tym roku wybrała się do spowiedzi do dominikanów. Przed nią było siedem osób, więc do konfesjonału podeszła o 19.40; dyżur trwał do dwudziestej. – Zakonnik wyszedł, policzył ludzi, a potem z pretensjami: „o piętnastej nie było nikogo, a teraz przychodzicie na ostatnią chwilę". Kiedy poza wyznaniem grzechów chciałam o coś spytać, powiedział, że nie ma czasu, że jest z kimś umówiony. Wyszła podenerwowana, prawie się rozpłakała. Pomyślała, że nie pójdzie więcej do kościoła. W obu przypadkach po paru tygodniach doszła jednak do wniosku, że jeden ksiądz to nie cały Kościół, a w każdym zawodzie są lepsi i gorsi.
Zgorszenia Kościołem można podzielić na „prywatne", kiedy krzywda dotyka jedną osobę, i „publiczne", kiedy przez media przetaczają się wieści o skandalach. Grzegorz Pac, redaktor „Więzi", był wściekły, kiedy abp Stanisław Wielgus wypierał się współpracy z komunistyczną bezpieką, by objąć metropolię warszawską. Podobnie czuje się przy każdej odsłonie problemu Radia Maryja. – Wiem, że zgorszenia muszą nadejść, bo to zapowiedział Chrystus. Ale ludzie Kościoła chyba zapominają o następnym zdaniu tej wypowiedzi: że gorszycielowi lepiej by było przywiązać do szyi kamień młyński. Nawet jeśli komuś takiemu ujdzie na sucho na ziemi, Bóg go o to zapyta na Sądzie Ostatecznym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.