Maryja z bliska

Sądzę, że tam, gdzie zanika pobożność maryjna, zanika także pobożność chrystologiczna, czyli po prostu wiara. Tygodnik Powszechny, 31 sierpnia 2008



Nasza religijna mentalność sytuuje się między Wschodem a Zachodem, i to szczególne miejsce, jak sądzę, do pewnego stopnia ratuje nas przed zupełną sekularyzacją. Czasem się wściekam, gdy w polskich kościołach widzę zupełny kicz – to jedna skrajność. Z drugiej strony mamy jednak puste, zimne kościoły na Zachodzie. Opowiadała mi znajoma Belgijka, że z pewnej świątyni w jej mieście usunięto wszystkie figury i ozdoby, z których część oczywiście była kiczowata. Przeniesiono je na podwórko przykościelne i stała się rzecz zaskakująca: ludzie omijali kościół, a przychodzili pod te figury modlić się i kłaść kwiaty. Można powiedzieć, że to źle, gdyż czcili bardziej świętych niż Pana Boga. Ale przecież potrzebujemy emocji, potrzebujemy czegoś, co nas przygotuje do spotkania z Chrystusem.

Myślę, że zdrowa pobożność maryjna jest takim właśnie przygotowaniem i zarazem utwierdzeniem w wierze. Ciepły aspekt macierzyństwa Maryi jest emocjonalnym wsparciem dla naszej religijności. Nie można odłączyć Pana Jezusa od Jego Matki i zarazem Matki od Jej Syna. Dlatego cieszę się, że wciąż modlimy się na różańcu. Modlitwa różańcowa jest modlitwą kontemplacyjną i w istocie przecież chrystologiczną – jest spotkaniem z Chrystusem poprzez Jego Matkę. Podobnie wytłumaczyć można fakt, że masowo pielgrzymujemy do sanktuariów maryjnych – tu także chodzi o spotkanie z Chrystusem poprzez Jego Matkę, w emocjonalnej atmosferze Jej macierzyńskiego ciepła.

Dobrze by było zbadać jeszcze, jak się ma nasza maryjna pobożność do codziennego życia. Czy religijne przeżycia mają wpływ na czyny i decyzje? To wielkie pytanie do każdego z nas. Jeżeli tak jest, to bardzo dobrze. Natomiast nie dostrzegam w naszej maryjności lęku przed surowym Bogiem. Pobożność maryjna nie zakłada z konieczności takiego obrazu Boga. Przeciwnie, pozwala w pełni, a więc także emocjonalnie przeżywać religijność. Powtarzam: wyrzucenie emocji z naszej pobożności skończy się utratą pobożności.

Pielgrzymując do różnych sanktuariów, tak naprawdę zawsze pielgrzymujemy po Boże miłosierdzie. Nie potrzebujemy – mówiąc dosadnie – żeby nam Pan Bóg buty wiązał. Natomiast jako grzesznicy potrzebujemy miłosierdzia. Człowiek, proszący Boga o miłosierdzie, staje w prawdzie. Przede wszystkim uznaje, że Bóg jest jego Panem, że jest Miłością, która zbawia i jako jedyna jest w mocy przemienić nasze serca oraz uchronić od złego. Jest to zatem wyznanie wiary. Maryja, jako matka i jako człowiek już zbawiony, dodaje nam odwagi.

Można się zastanawiać, skąd się bierze nasze wyjątkowe przywiązanie do uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, czyli w tradycji ludowej – Matki Bożej Zielnej. Na pewno stąd, że jest to bardzo stare święto. Ale także dlatego, że wiąże się z obrzędami paraliturgicznymi – święcimy wówczas zioła i płody rolne. Te zioła w sposób widoczny łączą liturgię z życiem. Po prostu dziękujemy za te dobra, które są nam niezbędne, i prosimy o dalszą Bożą opiekę. Ktoś mógłby powiedzieć, że takie podejście jest interesowne i dotyczy spraw doczesnych, ale to nieporozumienie. Osobiście nigdy nie wzbraniam się prosić Boga nawet o najbardziej doczesne rzeczy – choćby o pieniądze. Boża ingerencja w świat jest ingerencją w naszą doczesność. Bóg wcielił się w ciało z krwi i kości. Cud potrzebny do kanonizacji, czyli do uznania kogoś za świętego, zwykle dotyczy spraw bardzo doczesnych, jak choćby uzdrowienia. Po cóż nam byłoby ciało i zdrowie, gdybyśmy mieli być aniołami? Na szczęście Pan Jezus i Jego Matka interesują się naszymi sprawami doczesnymi. Przypomnijmy choćby cud w Kanie Galilejskiej.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...