Zabawa w Boga

Sprzeciw Kościoła wobec sztucznego zapłodnienia nie jest sprzeciwem wobec szczęścia niepłodnych małżonków. To przestroga przed sytuacją, w której człowiek mógłby zacząć zagrażać samemu sobie. Tygodnik Powszechny, 9 listopada 2008


Np. metoda LTOT (Low Tubal Ovum Transfer), którą można zastosować w przypadku niepłodności kobiety spowodowanej zrostami lub uszkodzeniem jajowodów. Wówczas dojrzałą komórkę jajową przenosi się za pomocą laparoskopu poza przeszkodę zrostową i umieszcza w trąbce jajowodu. Następnie małżonkowie doprowadzają do zapłodnienia i poczęcia nowego życia poprzez naturalny akt seksualny. Metoda ta jest przykładem nie tyle sztucznego zapłodnienia, ile raczej tzw. wspomagania przy poczęciu.

Nie jest więc prawdą, że Kościół z góry potępia wszystkie metody wspomaganej prokreacji. Każda technika winna być rozpatrywana osobno i przeanalizowana pod kątem, czy wszystkie prawa, zarówno rodziców, jak i embrionów, są zachowane. Nie chodzi bowiem o to, by zakazywać wszystkich technik i badań. Np. samo zamrażanie gamet zamiast embrionów, jako technika, może być akceptowalna moralnie, choć pozostanie etycznie kontrowersyjne tworzenie z nich embrionów za pomocą sztucznego zapłodnienia.

Absolutnie nie twierdzę, że małżonkowie, którzy decydują się w desperacji na zabieg in vitro, nie kierują się miłością. Na pewno poddanie się medycznym procedurom wymaga ofiary, poświęcenia, determinacji i przyjęcia cierpienia, jakie się z tym wiąże. To cechy miłości. Ale mimo szlachetnej intencji sam akt sztucznego zapłodnienia dokonywany jest przez osoby trzecie (lekarzy), poza ciałem kobiety i poza aktem zjednoczenia małżonków. Poczęcie staje się wówczas wynikiem technicznej procedury. Taki akt sam w sobie obiektywnie nie może być godziwy, choć intencja zdawałaby się go usprawiedliwiać.

Bioetyka stara się rozwikłać trudne dylematy moralne ludzkich działań, rozpatrując nie tylko intencję czynu, ale także jego obiektywny cel i okoliczności. Gdybyśmy tego zaniechali, groziłoby nam popadnięcie w moralny subiektywizm, a wówczas każda szlachetna, a nawet heroicznie przeżywana intencja mogłaby usprawiedliwić czyn niemoralny.

Zdaję sobie sprawę, że małżonkom usilnie starającym się o dziecko trudno jest obiektywnie zanalizować sytuację od strony moralnej. Spotykałem wiele par przekonanych, że in vitro jest wyrazem ich miłości. Sądzę, że nie wolno ich potępiać, nie wiemy przecież z zewnątrz, co przeżywają w sobie. Kościół jednak nie może milczeć w sprawie obiektywnej oceny moralnej samego czynu. Ocena ta musi uwzględnić także okoliczności i pod tym kątem „różnicować zło moralne”.

Nieco upraszczając, można powiedzieć, że in vitro z użyciem gamet pochodzących spoza małżeństwa na pewno jest bardziej niemoralne niż sztuczne zapłodnienie z użyciem gamet małżonków, gdyż naraża dziecko na kłopoty z tożsamością oraz godzi w samą instytucję małżeństwa, której zasadniczą cechą jest jedność. Z kolei sztuczna inseminacja sprzeciwia się jedynie godności aktu małżeńskiego – nie manipuluje embrionem ani nie naraża go na śmierć. Oprócz wspomnianych już wyżej godziwych metod wspomaganej prokreacji istnieją też inne sposoby doczekania się potomstwa.

Coraz większe sukcesy obserwuje się w dziedzinie naprotechnologii, czyli dokładnego diagnozowania przyczyn niepłodności i leczenia jej w sposób zgodny z naturą. Okazuje się bowiem, że czasem kobieta jest płodna tylko kilka godzin w ciągu cyklu i może w sposób naturalny począć dziecko; potrzebna jest tylko właściwa obserwacja i prowadzenie przez lekarza.

Uważam, że należałoby także poważnie rozważyć w Polsce możliwość adopcji embrionów nadliczbowych, z którymi nie wiadomo, co robić. Kościół katolicki w Wielkiej Brytanii zaapelował do małżonków, by rozważyli taką możliwość zamiast in vitro. Wiele małżeństw zdecydowało się na taki krok i z tego, co mi wiadomo, już kilka tysięcy dzieci urodziło się poprzez ową adopcję prenatalną. Przecież w perspektywie chrześcijańskiej wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga, wszyscy jesteśmy duchowo spokrewnieni! Małżonkowie borykający się z problemem niepłodności nie są więc całkowicie skazani na bezsilność wobec kapryśnej natury.

Miałem kiedyś okazję rozmawiać z wybitnym genetykiem, członkiem Francuskiego Komitetu Bioetyki, Axelem Kahnem, człowiekiem określającym się jako humanista agnostyk. Stwierdził on, że od 1978 r., kiedy udało się dokonać pierwszego zapłodnienia poza organizmem matki, ludzkość wkroczyła na niebezpieczną ścieżkę, określaną współcześnie jako tzw. slippery slope („równia pochyła”).

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...