Wracam tam, gdzie nie byłem

Część znajomych reaguje zdumieniem lub zakłopotaniem. Dlaczego nowoczesna, atrakcyjna kobieta chce zgłosić akces do moherowych beretów, stanąć ramię w ramię z przeciwnikami prezerwatyw i in vitro? Tygodnik Powszechny, 12 kwietnia 2009


Augustyn i Paweł

Katechumenów, którzy przyjmą w tym roku chrzest u warszawskich i krakowskich dominikanów, łączy znacznie więcej niż doświadczenia rodzinne czy identyczne poczucie tęsknoty za przestrzenią, o której dotychczas nie mieli pojęcia.

Pytani, czy droga do wiary przypominała nagłe nawrócenie świętego Pawła, czy była długotrwałym procesem, zgodnie wybierają drugą odpowiedź. Żadnych błyskawic, utraty wzroku, dramatycznych zdarzeń, po których życie wskakuje na radykalnie odmienne tory. Jeśli już, to dziwne zrządzenie losu, które stawiało na ich drodze odpowiednią osobę.

W przypadku Magdaleny Rybak zadecydowała glina. Dwa lata temu trafiła do pracowni artystycznej na Mokotowie. W zatłoczonej piwnicy, wśród ikon, mozaik, podestów pod rzeźby, dłut i pędzli pracuje pan Stanisław, artysta i człowiek wierzący. Był pierwszą osobą, która modliła się za Magdalenę. Zaprosił ją do swojej rodziny, zorganizowanej zupełnie inaczej niż ta, w której się wychowała. – Czułam nieznane mi wcześniej spokój i porządek – wspomina dziennikarka.

Przez rok chodziła po warszawskich kościołach, osłuchując się z nieznanym wcześniej językiem. Zaczęła czytać Katechizm. Gdzieś w głowie zaczęła błąkać się pewna myśl, zagłuszana codziennymi zajęciami i strachem przed podjęciem prawdziwie dojrzałej decyzji. W końcu trafiła do dominikanów.

Zofia ponad rok temu poznała starszego o prawie 10 lat chłopaka, neofitę. To była wielka fascynacja, całonocne rozmowy, wydawało jej się, że wreszcie znalazła człowieka, który da jej oparcie w życiu i poniesie wszystkie problemy na własnych barkach. W Wielki Piątek zaprowadził ją do dominikanów na Służewie.

W wypełnionej po brzegi ludźmi świątyni czuła dziwny spokój, choć nie rozumiała sensu obrzędów, całowania stóp Jezusa, zakonników leżących krzyżem, kołatek, przepojonego cierpieniem śpiewu „Oto drzewo krzyża”. Zaczęła zaglądać do kościołów, zazwyczaj pustych, na początku Mszy wychodziła, z poczuciem, że nie jest na swoim miejscu.

Później przyszła taka całonocna rozmowa, po której chłopak wyszedł, a ona wiedziała, że już nie wróci. Nie udźwignęli ciężaru. Zofia przestała wychodzić z domu. Jak mówi, rozpadła się na atomy. Spędzała całe dnie, patrząc w pustą ścianę. Jakby znowu na coś czekała.

Zofia: – W końcu nie wytrzymałam. Zaczęłam modlić się po raz pierwszy w życiu, głośno. Prosiłam „Boże, pomóż, bo nie daję rady”. Mój były zaproponował, żebym wyjechała pod Kraków, do zakonnika, o którym mówi się, że zwrócił wielu ludzi Bogu. Spędziłam dwa dni na rozmowie. Zakonnik był wysłannikiem. Dał mi nadzieję na lepsze życie.

Jeff: – Spotkałem w Edynburgu grupę Polaków. Moja sytuacja wtedy, cóż, nic szczególnego, prowadziłem bar, robiłem zdjęcia, jakoś przegryzłem w sobie klęskę związku z kobietą i rozwód. Zaprzyjaźniłem się z nimi, któregoś dnia przypadkiem zaczęliśmy rozmawiać o św. Augustynie. Zaciekawił mnie. Odnalazłem pewne podobieństwa i zacząłem odkrywać, że również mam w sobie potrzebę powrotu do czegoś, czego nigdy nie znałem. Brzmi to dziwnie, ale tak czuję. Chciałem wrócić do miejsca, w którym nigdy nie byłem.

Nie uchronił od łajdactw

Nadal krzątają się wokół swoich codziennych prac, Magda rozmawia z ludźmi, Zofia przygotowuje na stosunkach międzynarodowych pracę magisterską o afrykańskich krajach upadłych, Jeff fotografuje, jak fotografował.

Jednym głosem mówią też, jak wyobrażają sobie życie po chrzcie.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...