Wracam tam, gdzie nie byłem

Część znajomych reaguje zdumieniem lub zakłopotaniem. Dlaczego nowoczesna, atrakcyjna kobieta chce zgłosić akces do moherowych beretów, stanąć ramię w ramię z przeciwnikami prezerwatyw i in vitro? Tygodnik Powszechny, 12 kwietnia 2009


Na kolanach

Nie ma również odpowiednich słów, by nazwać to, co spotkało Inese Błażycę. Do 15. roku życia nie znała słowa „Bóg”. Urodzona w 1975 r. w łotewskiej Liepaji, w rodzinie ateistycznej, nie czuła żadnych duchowych tęsknot. Zaangażowana w budowanie kraju powszechnej szczęśliwości babka, nauczycielka historii, wychowywała ją w kantowskim duchu: Inese, nie wolno ci popełnić w życiu dwóch błędów.

Nie ufaj nikomu.

Przed nikim nigdy nie klękaj.

Przez 15 lat mijała w drodze na spacer, do szkoły albo sklepu, opuszczony budynek, trochę podobny do przedwojennego magistratu, nie zadając pytań, skąd ta dziwna budowla w centrum jednego z największych łotewskich miast. W 1990 r. przyszły wielkie zmiany: Inese zamalowywała w nocy rosyjskie napisy farbą olejną, niezależny parlament przywrócił godło, flagę i hymn kraju, niektórzy zaczęli nawet marzyć, że radzieckie wojska opuszczą kraj, a melancholijne, ogrodzone drutem kolczastym plaże Lipawy znowu otworzą się na zwyczajnych plażowiczów. Młodzi chrześcijanie wędrowali po kościołach, jakby nagle otworzyła się nowa przestrzeń. Niedziela u luteranów, środa u baptystów, piątek z katolikami.

Wokół opuszczonego budynku przy ulicy Wolności zaczął się ruch. Okazało się, że Inese mieszkała przez 15 lat obok zamkniętego zboru protestanckiego.

– W gazecie przeczytałam, że poszukują dziewczyn do chóru, więc zapisałyśmy się z siostrą. Na początku chodziłam tam jak na koncerty – opowiada szczupła, energiczna kobieta. – Nie rozumiałam języka, jakim mówił pastor: znaczenia poszczególnych słów i gestów, ja przecież chodziłam tam po to, żeby śpiewać i czuć się niczym na występach. Ale jednocześnie coś się we mnie budziło. Najpierw zdumiała mnie powtarzalność liturgii, złapałam się na tym, że czekam, aż pastor powie „Pan z wami”, żeby odpowiedzieć „i z duchem twoim”. To był świat, który wyglądał na zupełnie inny niż ten, jaki dotychczas znałam. Trwały, z niezmiennymi zasadami, pełen powagi i spokoju.

Niedługo później dostała od babci prezent: znalezioną na strychu przedwojenną Biblię, pisaną gotykiem. Nie rozumiała ani słowa.

Podczas jednej z Mszy, słysząc słowa „Pan z wami”, uklękła. – Płakałam jak dziecko – wspomina.

30 sierpnia 1990 r. przyjęła chrzest. Minęło prawie 20 lat, a pamięta każdy szczegół: białą sukienkę, zaplecione warkocze, bukiet kolorowych kwiatów, spoglądającą z ciekawością babcię, swoją modlitwę, że chce poświęcić swoje życie Jezusowi.

Folklor i egzotyka

Zofia Łazuchiewicz, drobna blondynka ubrana tak, by możliwie jak najmniej zwracać na siebie uwagę, lubi oglądać zdjęcia z dzieciństwa. Zauważyła niedawno, że na większości fotografii wygląda, jakby za czymś tęskniła. Na twarzy małego dziecka widać dorosłą melancholię, nienaturalny i niczym nieuzasadniony rodzaj smutku. Nie da się oczywiście wykluczyć, że to refleksja ex post.

Albo podróże. Po krajach Złotego Trójkąta najchętniej podróżowała sama, żeby żaden współpasażer nie rozpraszał jej uwagi głupimi pytaniami. Bywała w mało uczęszczanych uliczkach Vientiane albo Bangkoku, bez aparatu fotograficznego w pogotowiu i planu dalszej podróży, godzinami czekała, nie do końca wiedząc, na co. Zaglądała do świątyń, podpatrując rozmodlonych ludzi. Buddyści czy hinduiści wyglądali poważnie, coś musiało się w tym kryć. Polski katolicyzm kojarzył się jej z niegroźnym folklorem i egzotyką dla słabo wykształconych ludzi.

Mama zawsze jej powtarzała, że najważniejsze w życiu to nie szkodzić innym. Teraz myśli, że trzeba w życiu chcieć więcej.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...