Typ nauczyciela anioła, któremu nie puszczą nerwy, nawet gdy usłyszy największe głupstwo, należy do zaprzeszłej epoki, kiedy uczeń chciał widzieć w dorosłym autorytet. Tygodnik Powszechny, 30 sierpnia 2009
To ganienie przejawia się na każdym kroku. Choćby poprzez czerwony kolor, którym nauczyciel zaznacza swoje uwagi w uczniowskich pracach.
Z tego powodu staram się zmieniać kolory, ostatnio używam nawet kredek mojej córki, aby tylko ten szok pomniejszyć. Trzeba przyzwyczajać ucznia do tego, że uwagi mogą być inspirującymi wskazówkami i pozytywnym komentarzem.
Rodzic też by chciał usłyszeć od nauczyciela coś pozytywnego. A na ogół wysłuchuje na wywiadówce pod adresem swojego dziecka litanii skarg i zażaleń.
A później złorzeczy, że nauczyciel to kretyn. Dzieci tego słuchają i myślą, że skoro kretyn, to nic nie nauczy. Do tego właśnie prowadzi system pedagogiki ganiąco-upominającej. Negatywne emocje uaktywniają się na każdym poziomie szkolnego życia. Swoją drogą, sposób kontaktu rodzica z dzieckiem bardzo przypomina relacje nauczyciela i ucznia. Rodzice są wymagający i nie potrafią chwalić. Na gruncie familijnym powtarzane są te same sytuacje, które mają miejsce w szkole. Nauczyciel ma wizję wyższego poziomu klasy, rodzic oczekuje większych osiągnięć dziecka.
Przez lata obserwowałem pedagogiczną klęskę koleżanki wiecznie niezadowolonej z syna. W szkole podstawowej była niezadowolona z jego świetnych ocen, ponieważ czasem zdarzała się czwórka. W gimnazjum była niezadowolona z czwórek, bo zdarzały się trójki. W liceum była niezadowolona z szeregu jego zagrożeń. W końcu marzyła tylko o jednym, żeby syn skończył szkołę średnią i jak się uda, dostał się na prywatną uczelnię. Ten edukacyjny scenariusz miałby zupełnie inny przebieg, gdyby chłopaka od samego początku chwalić za sukcesy.
Z naszej rozmowy wynika, że nauczyciel i rodzic to zrzędy uprzykrzające życie młodemu człowiekowi.
Kiedy dziecko trafia do psychologa, zawsze wychodzi na to, że błąd popełnił rodzic lub nauczyciel. Jeśli uczeń wyszedł w czasie lekcji i z furią trzasnął drzwiami, to psycholog powie, że miał rację, bo tak by się zachował każdy zdrowy człowiek. Pewna angielska zakonnica przeprowadziła wśród młodzieży ankietę, która pokazała, jakie są oczekiwania dzieci wobec dorosłych. Pamiętam trzy postulaty: nie zrzędzić, nie popędzać, nie wysyłać do miejsc, do których sami rodzice niechętnie uczęszczają, takich jak np. kościół.
***
A jak Pan wspomina swoją szkołę?
Uczyłem się w małym miasteczku. Wszyscy się znali. Było przyjaźnie. To jest bardzo ważne. Szkoła w dużym mieście zakłóca pewien naturalny, międzyludzki porządek. Rodzice podwożą dzieci na lekcje wielkimi samochodami i w ten sam sposób je z nich odbierają. Ta młodzież nie ma ze sobą kompletnie kontaktu. Dlatego gdy przychodzą ferie czy wakacje, odbijają sobie ten zabrany czas imprezami, na których zalewają się w trupa. Żyją tak, jakby mieli jutro umrzeć, jakby to był ich ostatni dzień.
Żyją tak jak ich rodzice. I od początku są przez nich programowani na sukces, przygotowywani do wyścigu szczurów. Ciekawe są losy ludzi, którzy nie poddali się takiemu praniu mózgu. Którzy nie byli prymusami, borykali się z szeregiem szkolnych problemów, a mimo to odnieśli sukces.
Kiedyś uczestniczyłem w zjeździe jednej z klas z mojego liceum. Przyszedł moment, kiedy każda z osób wstawała i mówiła, co przez czas od zdania matury w jej życiu się wydarzyło. Jedna z dziewczyn wtedy powiedziała: „Jak wiecie, oblałam maturę, choć wszyscy idioci ją zdali. Byłam wściekła”. Teraz pełni jakąś ważną funkcję polityczną, jej życie to pasmo sukcesów. Druga dziewczyna, też ofiara szalonego nauczyciela, który na maturze w tej klasie postawił dwóję siedmiu osobom, mówiła, że do matury ponownie podeszła za rok i postanowiła udowodnić wszystkim, na jak wiele ją stać. Teraz ma tytuł profesora, wykłada na uczelni ekonomicznej w Warszawie.
Czy na zjeździe był obecny ten szalony nauczyciel?
Był. I tych siedem dziewczyn, które tak bezwzględnie potraktował, usiadło mu na kolanach i nękało pytaniami, dlaczego to zrobił. Wtedy on wstał i wygłosił oświadczenie, że już nigdy nikomu nie pozwoli, żeby nie zdał matury, że chce już mieć święty spokój. I rzeczywiście, na tym spotkaniu panowała atmosfera braku pretensji z powodu kiedyś poniesionej porażki. Te dziewczyny przekuły ją w coś wartościowego. Porażki są potrzebne – mobilizują do działania, zmuszają do szukania nowych rozwiązań. Rodzice w naturalny sposób chcą chronić dzieci przed klęskami, ale to nie jest dobre, to nie hartuje.
Rozmawiała Katarzyna Kubisiowska
*****
Dariusz Chętkowski (ur. w 1970 r.) jest nauczycielem, pisarzem i publicystą. Znany z niekonwencjonalnych sposobów nauczania. Felietonista „Głosu Nauczycielskiego”, twórca Belferblogu (www.polityka.pl). Autor książek „Z budy. Czy spuścić ucznia z łańcucha?” (Kraków 2003), „L.d.d.w. Osierocona generacja” (Kraków 2004) oraz „Ostatni weekend” (Łódź 2007, napisana wspólnie z uczniami). W XXI LO w Łodzi uczy języka polskiego, etyki i prowadzi koło filozoficzne. Jest wykładowcą Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Łodzi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.