Franciszek mówił o radości, która nie rozmija się z krzyżem. Ofiara, jaką składa się Bogu, musi być radosna – choć nie musi być przyjemna. Dzisiaj myli się nam radość z przyjemnością. Jemu się nie myliło. Tygodnik Powszechny, 4 października 2009
Kiedy wspólnota Franciszkowa była niedużą grupą ludzi, takie proste reguły wystarczały. Schody się zaczęły, gdy przerodziła się w ruch masowy. Proste intuicje trzeba było przełożyć na język prawny.
To samo przeżył Brat Albert – człowiek, o którym się mówi, że najlepiej zrozumiał i próbował wcielić charyzmat Franciszka. Kiedy zmuszono go w końcu do spisania reguły, zemdlał w drodze do prawnika. Ostatnie słowa przed utratą świadomości brzmiały: „Co on zrobi z moim ubóstwem?”. To odwieczny problem, jak zapisać radykalny ideał w prawnych formach. Trudno jednak, żeby dzieło – jeśli ma trwać i być powszechne – takich form nie uzyskało.
Franciszek miał te same problemy – wystarczyło, że stracił braci na chwilę z oczu, kiedy wyjechał nawracać sułtana, a ci rozluźnili regułę.
Charyzmat to rzecz, którą człowiek musi odkrywać w sobie. Nie da się go narzucić. Św. Paweł pisze do Tymoteusza: „Rozpal charyzmat, który jest w tobie”. Jeśli uważamy charyzmat za dar Ducha Świętego, za rzeczywistość Boską w człowieku, to przyjmuje ona formy różnorodne. Pan Bóg nie kalkuje ludzi.
Brat Eliasz, kierujący zakonem po śmierci Franciszka, w największej miłości do założyciela wybudował potężną trzypoziomową bazylikę w Asyżu...
A Franciszek wolał skromne kaplice, San Damiano i Porcjunkulę...
...ale ostatnią rzeczą, jaka przyszłaby do głowy bratu Eliaszowi, byłoby to, że wypacza ideę założyciela.
Franciszek napisał „Testament”, w którym wzywał braci do ubóstwa i do tego, żeby nie szukać zabezpieczeń (ostatecznie człowiek musi się oprzeć na Ewangelii, a nie na światowych mechanizmach typu „plecy” albo odpowiedniego rozmiaru konto). Kard. Hugolin, przyszły papież Grzegorz IX, protektor Franciszka i ktoś, kto go świetnie rozumiał, rozstrzygnął jednak, że „Testament” nie może być stawiany na równi z regułą. Że jest pismem, któremu należy się uwaga i szacunek, ale nie posłuszeństwo.
Nie bez powodu drugim założycielem franciszkanów nazywa się św. Bonawenturę, działającego w 2. połowie XIII w. On już rozumiał franciszkanizm inaczej. Być franciszkaninem za Franciszka to czuć charyzmat założyciela i odnajdować go w sobie. Za Bonawentury – żyć według reguły zakonu. Istnieje reguła, do niej się stosujemy lub nie, i to ostatecznie oznacza, czy jesteśmy ludźmi zakonu. To przejście jest chyba nieuniknione.
Franciszek w takim razie też nie rozumiał, czym jest charyzmat, skoro chciał narzucać go innym.
Nie próbował narzucać – po prostu opisał pod koniec życia to, co uważał za swój charyzmat. „Testament” to piękny tekst, wspomina, jak było na początku... Dla Franciszka tamten czas jest idealny. Ale teraz towarzysze jego drogi stanęli wobec pytania, czy da się kopiować rozwiązania sprzed dwóch dekad, czy też do realizacji tego samego ideału potrzebne są inne formy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.