Człowiek, nawet jeśli twierdzi, że Boga nie ma, wyrywa się z czasoprzestrzeni jak tylko może; jest w nim drugi głos, który mówi, że to, co materialne, nie wystarcza. Tygodnik Powszechny, 29 listopada 2009
Na co czeka, czego szuka współczesny człowiek?
Z moich rozmów z ludźmi wynika, że szuka nadziei, choć tego tak nie nazywa; mówi o popadaniu w depresję, chandrę, cynizm. U podstaw tego, jak mówili Jan Paweł II i Miłosz, leży ogromna potrzeba odnalezienia sensu tego, co się dzieje. Człowiek, nawet jeśli twierdzi, że Boga nie ma, to wyrywa się z czasoprzestrzeni jak tylko może; jest w nim drugi głos, który mówi, że to, co materialne, nie wystarcza. Chrześcijanie istnieją po to, żeby pokazać, że ten niepokój i pragnienie nie są bez znaczenia, że przez wiarę człowiek nie traci nic z tego, co jest na świecie, a zyskuje wgląd w to, co leży poza horyzontem.
Czy kapłaństwo sprawia, że czegoś szczególnego oczekuje Ojciec po przyjściu Chrystusa? W przekonaniu wielu ksiądz żyje bliżej Boga.
Nie lubię słowa „kapłan”. W Nowym Testamencie mowa jest tylko o jednym i to jest Chrystus. Nie rozumiem podziału na duchownych i świeckich. Na mocy chrztu wszyscy jesteśmy kapłanami. Po co ta przepaść między prezbiterium a nawą? Swieżawski miał rację, pisząc, że ten podział jest heretycki i gnostycki.
Urząd prezbitera nie przybliża mnie automatycznie do Boga, natomiast może oddalać, kiedy otrzaskam się z liturgią i zostanę funkcjonariuszem kościelnym. Chrystus jest równie blisko tego, który siedzi w kryminale za morderstwo, i papieża. A czy my zechcemy blisko Jezusa być – to już zależy od nas.
Niedawno komentując Ewangelię o Chrystusie krytykującym fałszywość faryzeuszy, mówił Ojciec, że księża lubią stroje, zaszczyty, tytuły. Ojciec nie nosi sutanny ani koloratki, ubiera się po świecku i słynie ze swoich wąsów i bródki. Czy to świadoma rezygnacja z zewnętrzności kapłańskiej?
Ten mój młodzieńczy bunt zaczął się przy ołtarzu. Jako kleryk uczestniczyłem w asyście biskupiej w Mszy jeszcze przedsoborowej, ale już wtedy istniał znak pokoju. Asysta biskupia przekazywała go kanonikom siedzącym w stallach. Subdiakon powinien wziąć welon z kielicha, położyć na nim relikwiarz-pacyfikał i zanieść kanonikom do ucałowania. Tymczasem mój kolega, stojący w hierarchii kościelnej nisko, zapomniał się i podając przewielebnemu przecież kanonikowi relikwiarz, powiedział „Pax tecum”. W odpowiedzi usłyszał: „dureń”. Po paru dniach mnie olśniło, w liturgii chyba powinno chodzić o coś więcej niż musztrę.
Kiedyś dużo chodziłem i podróżowałem w sutannie. To bardzo wygodne: ludzie wiedzą, jakich tematów unikać, jak rozmową pokierować i jakiego języka użyć. Dzisiaj nie uważam, żebym potrzebował księżowskich znaków szczególnych. Nie warto z elementów umownych czynić dogmatu. Bo dojdziemy do pobożności, w której puryfikacja kielicha będzie trwała dłużej niż konsekracja wina. A to skuteczny sposób, żeby nie zauważyć żywego Chrystusa.
Nie mam prawa jazdy i jeżdżę komunikacją publiczną. Widzę, jak toczy się normalne życie. Księży w klasztorach czy na plebanii dzieli dość szczelny mur od prawdziwych spraw, jakimi żyje Kościół – czyli wszyscy ochrzczeni. A ja Kościołowi mam służyć, więc nie chcę się od niego odgradzać.
Rozmawiał: Maciej Müller
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.