Różnica jest wielka, dlatego, że na dzisiejszą młodzież ogromny wpływ wywiera telewizja, a przede wszystkim filmy pełne przemocy, seksu. Przed wojną nie mieliśmy tego tylu – nazwijmy to – złych podniet. Może przez to nasze życie było lepsze... Don BOSCO, 3/2008
Od wielu lat ma Pan kontakt z młodzieżą. Czy dzisiejsza młodzież jest inna niż kiedyś?
Różnica jest wielka, dlatego, że na dzisiejszą młodzież ogromny wpływ wywiera telewizja, a przede wszystkim filmy pełne przemocy, seksu. Przed wojną nie mieliśmy tego typu – nazwijmy to – złych podniet. Może przez to nasze życie było lepsze... A teraz wraz z otwarciem na Zachód widać niestety upadek wiary, autorytetów, poczucia honoru. Liczą się pieniądze, sukces. Coraz trudniej więc przekazywać młodzieży wartości, wymagać. Choć nasza polska młodzież jest nadal piękna, mam na myśli sferę duchowości.
Ale wychowawcy mają o wiele trudniejsze zadanie niż kiedyś?
Na pewno. W ostatnim czasie bardzo zdewaluował się zawód nauczyciela, choć mądrych wychowawców nie brak. Widać jednak brak szacunku dla wychowawców i prawdę mówiąc, mnie to jako starego człowieka martwi. My przed wojną kochaliśmy swoich nauczycieli. Chodziłem do Gimnazjum Marii Magdaleny w Poznaniu i pamiętam, że czciłem swoich nauczycieli, szanowałem ich, czułem przed nimi respekt...
A teraz niestety bywa, że to nauczyciele boją się swoich uczniów…
Tak. I to jest smutne. Moi profesorowie: Węgrzynowicz, Fogel, Abgarowicz, to byli mądrzy wychowawcy. Kiedy kończyłem gimnazjum prof. Węgrzynowicz, (zwany przez nas Rzeźnikiem ze względu na oceny jakie nam wystawiał – zwykle niedostateczne), uczący nas matematyki i fizyki, wychowawca naszej klasy, starał się przekonać mojego ojca, żeby mnie posłał do liceum, mimo że moje świadectwo wyglądało następująco: zachowanie – bardzo dobrze, religia – bardzo dobrze, na dole muzyka – bardzo dobrze, gimnastyka – bardzo dobrze, a w środku… same dostateczne. Ale prof. Węgrzynowicz (a także inni nauczyciele) widział we mnie wielki talent muzyczny, wiedział, że interesuje mnie muzyka. A nasi nauczyciele chcieli nas widzieć w przyszłości nie tylko mądrymi, ale i szczęśliwymi. Zależało im na nas. Dlatego byli bardzo wymagający. I to nie dotyczyło tylko mnie, ale wszystkich moich kolegów. Teraz po latach doceniam tę troskę o nas i wysoko ustawianą przed nami poprzeczkę.
Motywowali do wysiłku, który teraz chyba trochę przestaje być na czasie. Zauważa Pan to u swoich chórzystów? Czy w związku z tym, że uczestnictwo w chórze wymaga wysiłku zmniejszyła się liczba chętnych do śpiewania?
Z początku, po wojnie, do chóru garnęło się strasznie dużo chłopców. Nie można było przyjąć wszystkich i do tej pory nie wiem czy dobrze wybrałem. Bo bardzo często podczas przesłuchań tych najwrażliwszych paraliżowała trema, a radzili sobie ci bardziej przebojowi. Teraz chłopcy mają komputery, telewizory. Nie mogą się od tego oderwać. Komputer to oczywiście nic złego, ale nie można dopuścić do tego, żeby stać się jego niewolnikiem. A myślę, że jest jednak sporym zagrożeniem i konkurencją dla podejmowania jakiegokolwiek twórczego wysiłku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.