Tęsknota za przywódcą

Różnica jest wielka, dlatego, że na dzisiejszą młodzież ogromny wpływ wywiera telewizja, a przede wszystkim filmy pełne przemocy, seksu. Przed wojną nie mieliśmy tego tylu – nazwijmy to – złych podniet. Może przez to nasze życie było lepsze... Don BOSCO, 3/2008



Dla ich przyszłego dobra musi być twardy. Wymagający. Poza tym, jeśli na zajęciach chóru mam ponad setkę młodych ludzi do opanowania, to wystarczy, abym pozwolił sobie choć raz tylko wejść na głowę, to trudno mi będzie dalej pracować. Stracę autorytet. Nie będę mógł moim zwyczajem energicznie przypominać, że inteligentnemu chłopcu mówi się tylko jeden raz!

Nie buntują się?

Chłopcy lubią autorytet. Podświadomie poszukują wodza. Podporządkują się, jeśli będą widzieli, że prowadzi ich od zwycięstwa do zwycięstwa. Owszem będą go krytykować, czasami się buntować, ale jak zobaczą, że potrafi pierwszy się przyznać do błędu – zaufają. Jak tylko się pomylę na próbie, wołam natychmiast: „Moja wina, moja wina!”. Chcę ich nauczyć odwagi przyznawania się do winy i tego, że nikt nie jest nieomylny. Ale przede wszystkim uczę ich zaufania do Pana Boga, tego, że On wie lepiej czego nam trzeba. A jeśli nie daje nam czegoś, o co prosimy, to tylko dlatego, że w przyszłości może się to okazać niedobre, a nawet zgubne dla nas. Uczę ich, że życie się tu nie kończy. Po drugiej stronie oczekują nas wszyscy, którzy nas wyprzedzili w drodze do wieczności. Tam już nie będzie nienawiści, cierpienia, zmagań z żadnymi problemami. Mówię o tym także rodzicom moich chłopców, z którymi spotykam się raz na kwartał.

A kto miał wpływ na kształtowanie Pana charakteru?

Przede wszystkim rodzina. Miałem dobry dom, rodziców. Duży wpływ na mnie miała też babcia Franciszka (była dla mnie ogromnym autorytetem) i ksiądz Aleksander Woźny, stryj mojej nieżyjącej już żony Barbary, a mój wychowawca w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży Męskiej, do którego należałem. Miał cudowną cechę nie piętnowania, ale delikatnego, subtelnego ukazywania słabości, nad którymi trzeba popracować. Natomiast babcia Franciszka, prosta kobieta, nauczyła mnie modlitwy. To z nią chodziłem na nabożeństwa majowe, nieszpory, Gorzkie Żale. Pamiętam jak płakała, kiedy je śpiewała. Bardzo mnie to wzruszało. Później duży wpływ wywarli na mnie moi nauczyciele i oczywiście grupa rówieśnicza – szczególnie przyjaźń z Edą Kaźmierskim (jednym z piątki błogosławionych oratorianów z Poznania – przyp. red.), którego podczas okupacji poznałem u salezjanów. Potrafiliśmy godzinami dyskutować. Wciąż noszę w portfelu jego już nieco wypłowiałą fotografię. Cenną pamiątkę naszego braterstwa. Przed wojną należałem też do harcerstwa, skąd wyniosłem wiele cennych wartości i sprawnych umiejętności.



Rozmawiali: Małgorzata Tadrzak-Mazurek, ks. Andrzej Godyń SDB
«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...