Musieliśmy tu zostać

Do kościoła św. św. Apostołów Piotra i Pawła w Przemyślanach, nieopodal Lwowa, zbliża się pierwszy parafianin. W jednej dłoni laska, w drugiej sporych rozmiarów wiązanka witek wierzbowych (może ktoś zapomni palmy, to będzie jak znalazł). Don BOSCO, 5/2009



Dziś świątynia w Przemyślanach jest już właściwie odremontowana, choć wieża nie odzyskała jeszcze dawnej wysokości, o czym marzy ks. Piotr. „Właściwie”, bo jednak sporo jest jeszcze do zrobienia. W o wiele gorszym stanie są kościoły i kaplice w pobliskich miejscowościach, które także należą do parafii w Przemyślanach i w których co niedzielę tutejsi salezjanie odprawiają msze. Bo razem z ks. Piotrem pracują tu ks. Franciszek Rosłan i ks. Jerzy Gliński.

Na terenie parafii są jeszcze kościoły pokatolickie, które nadal są magazynami czy nawet oborami. Salezjanie wciąż starają się o ich odzyskanie, wykazują w tym względzie ogromną troskę, pomysłowość i energię. Mają też dalekosiężne, można by nawet rzec, wizjonerskie plany. Ale jak mówi ks. Piotr, pokazując na Niebo „bez wsparcia z góry, nic nie szłoby tu do przodu”. A idzie. Choć rzec jasna nie bez mozołu.

Niezbędna pomoc

Niewątpliwie jednak, żeby podźwignąć z ruiny tutejszy kościół (nie tylko w sensie budowli) niezbędna jest pomoc z Polski. Wsparcie modlitewne, moralne, ale także finansowe. Wielu ludzi włączyło się w tę pomoc, m.in. Stowarzyszenie Byłych Wychowanków Salezjańskich Prowincji Krakowskiej, którego prezesem jest Wiesław Sojka.

To właśnie dzięki zaangażowaniu środowisk salezjańskich z Polski udało się wyremontować klasztor, kościół, oratorium i remontowane są kolejne kościoły, możliwa jest także pomoc charytatywna dla najbiedniejszych, a także organizowanie wypoczynku letniego dla dzieci.

W ciągu tych prawie dwudziestu lat pobytu salezjanów na przemyślańskiej ziemi udało się zrobić wiele. Ale niewątpliwie o wiele więcej jest jeszcze do zrobienia. Ludzie już przyzwyczaili się do obecności polskich księży, dzięki nim wielu zmieniło swoje życie, jak sami mówią na lepsze. Ale wielu nadal żyje w pustce, w oczekiwaniu na Dobrą Nowinę.

Salezjanie przyjechali tu dla Polaków, ale zostali także dla Ukraińców i to nie tylko dla katolików. Bo jak mówi Wawrzyniec Jezierzański: „My tu nauczyliśmy się już żyć obok siebie”, a Natalia dodaje żartobliwie: „I ma to swoje dobre strony, bo jak zaczynamy świętować to u nas trwa to dwa razy dłużej niż w Polsce, najpierw świętujemy święta katolickie, a tydzień później grekokatolickie i prawosławne”.

●●●

Placyk pod kościołem powoli pustoszeje. Msza się skończyła. Ludzie chętnie zatrzymywali się, rozmawiając długo ze sobą i księdzem, bez względu na to czy wychodząc robili znak krzyża z lewa do prawa czy z prawa do lewa. Ale czas jednak kończyć, bo przed nimi długa droga powrotna, a i księża muszą spieszyć do kolejnych wsi, gdzie w kościołach i kaplicach także oczekują parafianie.

Pan Wawrzyniec powoli rusza przed siebie z jedyną, która mu pozostała, poświęconą już witką wierzby, może się uda, że będzie autobus, to podjedzie dziesięć kilometrów, ale i tak dalsze dwa przejdzie pieszo. Także siostry Irena i Natalia, z babcią pod rękę, spieszą na niedzielny obiad. Nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że wszyscy się dość ociągają z tym powrotem… Widać, że dobrze im ze sobą. Widać, że są wspólnotą.

Młodą, potrzebującą jeszcze formacji, ale jednak nadającą sens ich życiu. Tak długo przecież na to czekali. I może właśnie dlatego o wiele bardziej potrafią ją docenić i dbać o nią.

I jest w tym nadzieja. I dla tych ludzi, i dla tutejszego Kościoła. Choć jeszcze odrodzenie nie przyszło na dobre, jeszcze nie wybuchło pełnią rozkwitu, ale już czuć je za rogiem. Tak, jak wiosnę. A przecież jest pewne, że nadejdzie.




«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...