Kiedy przysłuchuję się sporom o ocenę z religii na świadectwie szkolnym, odnoszę silne wrażenie, że oto – z dobrej woli, ze słusznych i zacnych pobudek – zabrnęliśmy w ślepą uliczkę. Nader rzadko powracamy dziś do tego tematu. Znak, 9/2007
Zwolennicy obecności religii w szkole chętnie dziś wspierają swoje stanowisko badaniami opinii społecznej: rzeczywiście, troje na czworo rodziców opowiada się za katechezą w szkole, rzeczywiście na lekcje katechezy uczęszcza dziewięciu na dziesięciu uczniów. Tyle że dzieci ankietowanych nigdy nie miały do czynienia z katechezą inną niż szkolna – pytanie o katechezę w szkole staje się więc nieuchronnie pytaniem o nauczanie religii w ogóle, rezygnacja z uczestnictwa w lekcjach religii staje się nieuchronnie rezygnacją z religii w ogóle. Czy aby na pewno dane statystyczne dowodzą tego, czego miałyby dowodzić?
Zdaję sobie sprawę, że usunięcie religii ze szkół jest już dzisiaj prawie niewykonalne. Siedemnaście tysięcy świeckich katechetów musiałoby stracić pracę, bo kto miałby ich utrzymywać w salkach katechetycznych, które przestałyby na siebie zarabiać? Zdaję sobie sprawę, że usuwanie religii ze szkół wciąż jeszcze i długo jeszcze kojarzyć się będzie wielu Polakom z postaciami Bieruta i Gomułki, że i dziś dla wielu oznaczałoby pośmiertny tryumf propagandy komunistycznej. Ale też wierzę głęboko, że musi wreszcie przyjść czas, kiedy nasze myślenie zdoła wywikłać się z ekonomicznych i politycznych kołtunów, kiedy będziemy zdolni na chłodno spojrzeć na rzeczywistość polskiej szkoły i polskiej religii, i postawić sobie kilka pytań, których dotąd wstydliwie unikaliśmy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.