Chrześcijanie starają się o zbawienie duszy, doskonalą życie duchowe i zmierzają do uduchowienia całego życia. Tak pojmowana duchowość niewiele ma wspólnego z chrześcijaństwem, które akcentuje, że celem ludzkiego życia nie jest trwanie w stanie czystego ducha, ale zmartwychwstanie ciał. Znak, 10/2007
Niestety, tego typu „radykalizm” w odniesieniu do cielesności i seksualności nie jest wcale czymś wyjątkowym. Mistyka seksu, świadomość tego, że spotkanie dwojga osób w stosunku seksualnym to także zaproszenie Trzeciego, którym jest Bóg (objawiający się w płodności aktu, ale i w jego znaczeniu), pozostaje czymś wciąż jeszcze obcym popularnemu kaznodziejstwu czy duchowości. Próba pokazania, że w związku dwojga osób, w jego konkrecie, a nie wyidealizowanej i odcieleśnionej duchowej jego stronie, realizuje się człowieczeństwo i świętość jest nadal dla wielu ogromnym zgorszeniem. I wcale nie dotyczy to tylko głęboko wierzących zwolenników ascezy seksualnej, ale w nie mniejszym stopniu nihilistycznych hedonistów. Przyjęcie bowiem chrześcijańskiej prawdy o seksie oznacza nie tylko uwolnienie go z naleciałości manichejskiej niechęci, ale także uznanie, iż każdy gest erotyczny ma swoje znaczenie duchowe. Spotkanie dwojga osób, w każdym jego dotyku, jest zatem czynem świętym, z którego będziemy rozliczani, i który może zranić nie tylko drugą osobę, ale i samego Boga. Nadanie konkretności ludzkiej seksualności tak mocnego znaczenia sprawia zaś, że seks staje się jedną z dróg realizacji własnego powołania, własnej drogi do Boga. Grzechem staje się zaś nie tyle on sam, ile nadużywanie i fałszowanie jego znaczenia.
Odrzucenie pokusy manicheizmu wymaga więc powrotu do niezafałszowanej przez dyskretny wpływ hellenizmu myśli biblijnej, której istotą jest „nie-dualizm”, a jedność duszy i ciała. Tylko w ten sposób, odkrywając hebrajskie rozumienie człowieczeństwa, biblijną antropologię w całym jej bogactwie, zobaczyć można, czym naprawdę jest seksualność i małżeństwo. „Człowiek został stworzony jako dusza żyjąca”; w miłości dusza natychmiast poznaje drugą duszę; nie ma „ciała”, które by stawało między nimi; ciało to dusza. To nie ciało rozdziela; jak można być rozdzielonym przez to, czym się jest? To, co rozdziela, to kłamstwo. Dwie żyjące dusze poznają smak, jaki mają, ten skryty smak, który stanowi część „imienia”, „którego nikt nie zna oprócz tego, kto je otrzymuje” (Ap 2, 17). To wzajemne poznanie, jakiego dostępują ci, co się kochają, jest równocześnie inicjacją w tajemnicę tajemnic, Pieśń nad pieśniami – stwierdza Claude Tresmontant [10] . Dopiero takie rozumienie ludzkiej miłości, która poprzez konkretne, także seksualne relacje prowadzi nas do spotkania z Bogiem, i realizuje się w jedności niepodzielonego człowieczeństwa – jest w stanie przezwyciężyć chrześcijański postmanicheizm. A zwycięstwo to pozwoli też lepiej zrozumieć choćby to, czym jest i czym powinien być Kościół, oraz odrzucić fałszywą sakralizację duchowieństwa czy idealizację życia chrześcijańskiego.
[10] C. Tresmontant, Esej o myśli hebrajskiej, tłum. M. Tarnowska, Kraków 1996, s. 128.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.