Chrześcijanie starają się o zbawienie duszy, doskonalą życie duchowe i zmierzają do uduchowienia całego życia. Tak pojmowana duchowość niewiele ma wspólnego z chrześcijaństwem, które akcentuje, że celem ludzkiego życia nie jest trwanie w stanie czystego ducha, ale zmartwychwstanie ciał. Znak, 10/2007
To konkretne działanie miłości, jeśli ma pozostać ludzkie, dokonywać się musi w cielesności, poprzez cielesność. Ciało nie jest więzieniem dla duszy, a jego (nasze!) naturalne skłonności nie są niczym, co by odciągało nas od spraw duchowych i pogrążało w złej doczesności – jak chcieliby, także współcześni, manichejczycy. Stąd tak trudno zgodzić się z wizją ks. Krzysztofa Paczosa, który powołując się na Pierre’a Teilharda de Chardin, dowodzi, że w procesie pełnej personalizacji świata miłość „odłączy się mniej lub bardziej całkowicie od ciała, które w swoim czasie służyło rozmnażaniu” [8] . Taki proces oznaczałby bowiem ostatecznie uznanie, że ludzka miłość małżeńska nie jest sama w sobie dobra, piękna i prawdziwa, ale staje się taką dopiero po oddzieleniu od niej tego, co seksualne. Ostatecznie zresztą Paczos do takich wniosków dochodzi. Jego zdaniem, poważnie traktujący swoje życie duchowe chrześcijanin, także pozostający w małżeństwie, powinien w pewnym momencie zrezygnować z fizycznej miłości i złożyć śluby dozgonnej wstrzemięźliwości seksualnej.
„Dla osób szczerze traktujących swe życie jako drogę do Boga ważnym i istotnym wydaje się bowiem pytanie, czy można dobrowolnie, bez szkody dla duszy, wybierać coś, co – będąc bardzo często przede wszystkim przyjemnością zmysłową czy sposobem zaspokojenia potrzeby cielesnej – pozbawione jest jakiegokolwiek znaczenia duchowego. Czy można zgodzić się na zbliżenie, które nierzadko nie jest żadnym realnym, czyli duchowym zbliżeniem, przeciwnie – jest czymś, co raczej oddala od siebie dwie osoby” – pyta ów filozof [9]. I, można powiedzieć, tak oto objawia nam się swoisty nowoczesny manicheizm przybrany w szaty chrześcijańskiego radykalizmu. Konsekwentne przyjęcie założeń ks. Paczosa oznaczałoby bowiem uznanie, że cała seksualność, a nawet zwyczajna fizyczność jest czymś skażonym, co oddala człowieka od Boga, a prawdziwe (realne – jak to ujmuje autor) jest tylko to, co niecielesne, oblubieńcze, duchowe i pozbawione odniesienia do konkretności ciała. Pytanie tylko, co to jeszcze ma wspólnego z chrześcijańską wiarą we Wcielenie, które objęło także fizyczność i seksualność, oraz z najgłębszym przekonaniem Starego Testamentu, w zgodzie z którym pełnia duchowego rozwoju człowieka, pełnia człowieczeństwa wymaga integracji mężczyzny i kobiety, integracji, której wypełnieniem staje się stosunek seksualny.
[8] K. Paczos, O powszechności cnoty dziewictwa, „Znak” nr 618, listopad 2006, s. 42.
[9] K. Paczos, Czekając aż przyjdzie. Radykalizm chrześcijański w epoce postindustrialnej, Warszawa 2005, s. 226.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.