Dlaczego Wschód?

Co to znaczy „Wschód”? Najprościej rzecz ujmując, „Wschód” dla przeciętnego Polaka jest to teren rozciągający się za wschodnią granicą Polski, zamieszkiwany przez „rusków”. „Rusek” niekiedy okazuje się Ukraińcem, Białorusinem, Litwinem, Rosjaninem albo nawet Polakiem... Znak, 3/2009



Był tam klub („kłub”). Z lat 70. Sala kinowa nawet była – dach już w połowie na nią spadł. Ale scena zachowała się jeszcze w dobrym stanie. Część krzeseł z widowni tutejsi bywalcy przenieśli na scenę. Zorganizowali stół i wielką głowę Lenina. Każdy wieczór siedzieliśmy tam. Śpiewy, historie, bimber w „polskich butelkach” (czyli plastikowych), poezja, bo oni recytują wiersze.

I Lenin, jedyny widz na widowni, oglądający to widowisko na scenie. Wszyscy razem: Polacy, Ukraińcy, Tadżyk, Rosjanka, Ukrainiec z Murmańska, który się obrażał, jak mu się zwracało uwagę, że mówi właściwie po rosyjsku, a nie po ukraińsku. Dominował Surdyk (mieszanka języka ukraińskiego z rosyjskim – twór językowy, którym posługuje się część mieszkańców Ukrainy), który był raz po raz oczyszczany: to nie po naszemu, to po rosyjsku! A jak to jest po naszemu?

W niedzielę msza w polskim kościele. Ksiądz mówi po polsku, ale my słabo rozumiemy ten polski. To kościół rzymskokatolicki i nikomu by do głowy nie przyszło, żeby się modlić po ukraińsku. Wszyscy więc na potrzeby mszy uczą się polskiego.

Oksana opowiadała, że na początku nie rozumieli wszystkich słów i na przykład zamiast „Hosanna na wysokości”, śpiewali „Oksana na wysokości”. Oksanę trochę to dziwiło, ale wszyscy tak śpiewali, to ona też. Albo zamiast „który siedzipo prawicy Ojca” – „który siedzi na trawicy Ojca” (na trawie). Dzisiaj już wszyscy mówią po polsku i modlą się po polsku, rozumiejąc wszystko.

Są tam młodzi Polacy starej daty. Pielęgnują polskie tradycje, dbają o język, niedziela jest dla nich świętem, a religia Objawieniem. Poprzez język babć, którym zwykle mówią tutejsi księża, poznają zupełnie nową sferę życia, niewchodzącą w konflikt z tym, w czym żyli.

Kolędują po wsi jako Did Moroz i Snieguroczka, śpiewają obydwie wersje kolędy Dobryj Weczir – tę wersję pozbawioną wymienianych w niej świąt religijnych i tę oryginalną – a Nowy Rok świętują co godzina, razem z kolejnymi krajami (dawnymi republikami Kraju Rad), skąd pochodzą współbiesiadnicy; czy z miejscami, w których nadal przebywają członkowie ich rodzin wywiezionych kilkadziesiąt lat temu.
 

4



Kiedy jestem tu, w kościele brakuje mi chóru, żeby się modlić, szukając głosu poprzez wsłuchiwanie się we współmodlących się i poprzez głęboki oddech mający wystarczyć na długą frazę, pod koniec której pada akcent prowadzący do następnej (bez ciągnącej nas na siłę linii organów). Ale tam szybko brakuje mi naszego języka i tutejszych porządków.
 

5



Dojeżdżam do Zielonej Góry. Włóczę się ze znajomym po okolicach. Płasko i pusto. Ruiny małego kościoła gotyckiego. Na wieży bocianie gniazdo. O mur poopierane niemieckie płyty nagrobne. Są też porozrzucane wokół kościoła. Leżą pod śniegiem. Kilka butelek – pustych albo porozbijanych, plastikowe kubki. Ktoś tu przychodzi się napić. Potem odwiedzamy tutejszych, zielonogórskich Polaków z Bukowiny.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...