Dlaczego Wschód?

Co to znaczy „Wschód”? Najprościej rzecz ujmując, „Wschód” dla przeciętnego Polaka jest to teren rozciągający się za wschodnią granicą Polski, zamieszkiwany przez „rusków”. „Rusek” niekiedy okazuje się Ukraińcem, Białorusinem, Litwinem, Rosjaninem albo nawet Polakiem... Znak, 3/2009



Rosyjski w szkole to był język oprawców, jedyna nieprzeczytana lektura w podstawówce to Timur i jego drużyna. O pozostałych językach, w których bawimy się, jeszcze kilka lat temu nie wiedzieliśmy, że istnieją. Ciekawe zresztą, czy Czesi, Słowacy, Niemcy bawią się po polsku. Przecież w rodzinie zawsze ktoś nienawidził „ruskich”, niektórzy przez nich nie wrócili do Polski po wojnie, bali się ich albo brzydzili się nimi.

Wszyscy, którzy razem tam jeździliśmy, zastanawialiśmy się nad tym naszym wschodnim fenomenem: dlaczego w pijanym widzie recytujemy Lermontowa, Achmatową, Brodskiego w twardym polskim rosyjskim?

Na pewno Wschód pozwalał nam na czułostkowość tak źle brzmiącą w naszym języku. Odkrywał przed nami czas przeszły – mityczną młodość naszych rodziców. Ledwo go pamiętamy. Właściwie kojarzy nam się z ciepłem wczesnego dzieciństwa i z niczym złym.

Jeździliśmy tam i zachłystywaliśmy się: produktami w sklepach, które pamiętaliśmy z dzieciństwa (albo które znaliśmy z opowieści starszego rodzeństwa i uważaliśmy za nasze własne wspomnienia); bohaterstwem naszych rówieśników, którzy zmagają się z władzami tak, jak zmagali się nasi rodzice; obecną jeszcze wszędzie szarością czy grubymi płatami farby olejnej na różnych elementach pejzażu miejskiego, na drzwiach wind, na ławkach – spomiędzy tych płatów wystawały warstwy: epoka niebieska, epoka żółta, epoka zielona itd.

Jak u nas dawniej na huśtawkach osiedlowych. Wtedy, kiedy tam jeździliśmy, panowała epoka błękitu. Czysty błękit na monumentalnym, wszędzie obecnym żelastwie, które kolejny raz było „jak nowe”. U nas wtedy zaczęły się przemiany, ciężar odpowiedzialności za każdy krok, wszystko w naszych rękach itd., itd. Tam można było się wyżalić, pomyśleć o wielkim losie, który nas doświadcza. Zamiast o naszym nierozsądku czy braku praktycznej wyobraźni, nieumiejętności planowania przyszłości.

Tam też spotykamy inny patriotyzm polski – nie nacjonalistyczny, rozkochany w sobie, butny, tylko raczej spokojny, który już tyle przeżył, że jest „wyłącznie” wartością, której można się trzymać, wyznacznikiem tożsamości w wielonarodowych państwach. Tam jakby wszystkie hałaśliwe patriotyzmy czy nacjonalizmy jeszcze nie obeschły, nieogrodzone cmentarze są bardziej obecne, a historie zakazane przez władze trwają w przekazie ustnym.

Mamy tylko problemy, kiedy czytamy gazety i kiedy Wschód nas zniesmacza, bulwersuje i wcale nie zaskakuje. Wydaje nam się, że czujemy wtedy to samo co ci z naszych rodzin, którzy poumierali gdzieś w Brazylii, we Włoszech czy w Anglii. Czytamy o Wschodzie, o nich: oni znowu (bo zawsze to są oni) nie przejęli się czyimś życiem, znowu pokazali siłę, znowu oszukali. Na szczęście Wschód się zmienia, przestaje być jednolity, zresztą może po prostu zaczynamy go widzieć inaczej?

*****

MAGDALENA BOŻYK , etnolog, antropolog kultury.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...