Jeśli wierzymy, że chrześcijaństwo opiera się na tym, iż w „pełni czasu” Bóg wszedł w ludzką historię jako prawdziwy człowiek, działający w niej ludzki podmiot, to dzieje tego człowieka mają fundamentalne znaczenie dla zrozumienia chrześcijaństwa. Znak, 4/2009
Określenie: „badania nad historycznym Jezusem” i wyrażenia jemu pokrewne (w tym funkcjonujące jako międzynarodowy termin techniczny: Jesus quest) , jeśli już budzą we współczesnych katolikach jakiekolwiek skojarzenia, nie są one zazwyczaj pozytywne. Nietrudno zresztą wskazać na główny czynnik, który ten rodzaj skojarzeń sprowokował. Jest nim swoisty „grzech początków” historycznego podejścia do postaci Jezusa.
Począwszy od uchodzącego za inicjatora całego ruchu Hermanna Reimarusa (1694–1768) aż po czasy nam współczesne, sporo badaczy, jak się wydaje, koncentrowało się na wykazywaniu, że chrześcijanie muszą się mylić w swoim sposobie prezentowania postaci Jezusa, zaś kościelny Jego wizerunek ma niewiele (lub nic zgoła) wspólnego z prawdą historyczną.
Głęboka nieraz ideologizacja „rekonstruowanych” obrazów rozpalała konflikt i podsycała nieufność wobec całego nurtu badań i z upływem lat doprowadziła do radykalnie sceptycznego wniosku: wiarygodne odtworzenie historii Jezusa nie jest chyba w ogóle możliwe, zresztą nic interesującego dla chrześcijan by z tego nie wyniknęło – za ważny należy uznać wyłącznie ten obraz Chrystusa, który przetrwał w popaschalnym kerygmacie: nauczaniu pierwszych chrześcijańskich wspólnot. Na skutek powyższego rozumowania Jezusa historii i Chrystusa wiary ujmowano jako dwie różne w istocie postaci po dwóch stronach ideologicznej barykady. To więcej niż trzeba, by u wielu chrześcijan utrwalił się jeśli nie otwarcie negatywny, to przynajmniej naznaczony dużą dozą podejrzliwości stosunek do badań nad historycznym Jezusem.
Nie jest moją intencją przedstawienie wszystkich aspektów złożonej problematyki Jesus quest. Chciałbym raczej zwrócić uwagę, że mimo wszelkich zastrzeżeń, jakie wobec historycznych badań nad postacią Jezusa zgłaszać można i zapewne zgłaszać się będzie, chrześcijanie nie powinni ich ignorować – nie tylko dlatego, że de facto są prowadzone, zatem należałoby się jakoś do nich odnieść.
Przyczyna leży, według mnie, znacznie głębiej. I ma zdecydowanie teologiczny charakter. Syntetycznie można ją sformułować w sposób następujący: jeśli wierzymy, że chrześcijaństwo opiera się na tym, iż w „pełni czasu” Bóg wszedł w ludzką historię jako prawdziwy człowiek, działający w niej ludzki podmiot, to dzieje tego człowieka mają fundamentalne znaczenie dla zrozumienia chrześcijaństwa.
Czyli dla zrozumienia tego, kim jesteśmy, jaka jest nasza sytuacja przed Bogiem i w świecie. Innymi słowy: tym, co zachęca nas, jeśli nie wręcz przymusza, do zainteresowania się historią Jezusa z Nazaretu, jest… chrystologiczny dogmat, czyli najbardziej podstawowe sformułowanie chrześcijańskiego rozumienia tożsamości Chrystusa.
„Prawdziwy człowiek” – czyli…
Tak ujęta teza wymaga, oczywiście, kolejnych wyjaśnień, zwłaszcza w odniesieniu do jej części „dogmatycznej”. O ile bowiem w powszechnej świadomości chrześcijan jako tako zadomowione są sformułowania Credo nicejsko-konstantynopolitańskiego, o tyle już formuła Soboru Chalcedońskiego z roku 451, określająca ortodoksyjne rozumienie tożsamości Chrystusa, jest w tejże świadomości w zasadzie nieobecna. I choć brak to raczej niezawiniony (formuła ta nigdy nie była używana w liturgii), może mieć dość poważne konsekwencje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.