Postanowiła zmierzyć się z przeszłością i rozpocząć nowy rozdział życia. Po 10 latach miała odwagę powrócić wraz z córką Manią na grecką wyspę, gdzie jej rodzina spędziła ostatnie wspólne wakacje. Zaraz potem dla Ewy Błaszczyk zatrzymał się czas. Magazyn Familia, 11/2009
Możesz zatem udowodnić, ze Ola jednak ma kontakt z rzeczywistością?
Ewa: Gdybym chciała odpowiedzieć na to pytanie naprawdę, najchętniej ułożyłabym obok siebie siedem różnych zdjęć i nic nie powiedziała. Są pewne rzeczy, które mówią same za siebie. Oczywiście, znajdą się ludzie sceptyczni, którzy powiedzą – no i co z tego? Jest bardzo dużo sygnałów, uchwyconych na zdjęciach, kiedy Ola daje znak spojrzeniem, ale obok tego jest jeszcze cała masa życia, której tam nie ma. Gdyby nie zdjęcia, trudno byłoby mieć pewność, że ta osoba się do ciebie śmiała, że była w kontakcie, reagowała na twoje słowa. To jest nie do opowiedzenia. Ten stan nie powtarza się często. Może zdarzyć się w listopadzie, a następny raz w marcu. Czekam cierpliwie. To, co jest na tych fotografiach, wydaje mi się czymś najważniejszym. Iskrą, która potem motywuje wszystkie działania. Sekundą, podczas której pękam.
Mani też się zdarzają takie chwile z Olą?
Ewa: Myślę, że każdy ma jakieś swoje chwile. To są ułamki sekund. Próbujemy takie chwile złapać. Czasem zdążamy i wtedy nagrywamy je na telefon. Niekiedy jest to dźwięk, innym razem obraz.
W trwającej obecnie kampanii Twojej Fundacji „Akogo?” znowu chcesz przekonywać ludzi, że osoby w śpiączce mają szansę na powrót do normalnego życia i że, podobnie jak Ola, usiłują kontaktować się ze światem.
Ewa: Temat jest cały czas ten sam, ale przekazywany na różne sposoby. Jest nim uwięziona świadomość. Tym razem chcielibyśmy dotrzeć z dwiema informacjami: powiedzieć, gdzie znajduje się klinika Budzik, która będzie przedłużonym OIOM-em – da szansę ludziom wyjść ze śpiączki – oraz przekazać, że jest ona miejscem dla tych, którzy istnieją i walczą o życie – że nie są warzywami.
Niewielka garstka ludzi w to wierzy, a bardzo dużo osób, które się wybudziło, może dać tego żywe świadectwo. Posłużyliśmy się w tej kampanii badaniami angielskimi, które pokazują, że ponad 50% ludzi w śpiączce zachowuje świadomość. Uwięziona świadomość jest czymś zupełnie innym niż jej brak. Ludzie pozostający w tym stanie tkwią w największym więzieniu świata. Kończy mi się wyobraźnia w momencie, kiedy pomyślę o tym, że ten człowiek nas słyszy, rozumie i nic nie może zrobić. Jest całkowicie bezradny. Dlatego tak ważnym celem tegorocznej kampanii Fundacji jest dobicie się z tą informacją do społecznej świadomości i uruchomienie ludzkiej wyobraźni.
Obrazujesz próby przebijania się do rzeczywistości osób pogrążonych w śpiączce jako przedzieranie się przez folię…
Ewa: Zdecydowaliśmy w Fundacji, że granicą między światem świadomości a rzeczywistości będzie folia, ale równie dobrze można to było zobrazować za pomocą mgły lub powierzchni wody. Od początku wiedziałam, że nie muszę nikogo prosić o to, żeby zrobił tę kampanię, ponieważ jest we mnie samej ogromny ładunek tej prawdy. Z drugiej strony po latach działalności nie mam już sił namawiać kolegów, żeby znowu robili coś za darmo, więc zwróciłam się do siebie i łatwo się zgodziłam.
Potem zwróciłam się do księdza Wojtka Drozdowicza, żeby zrobił zdjęcia. On łatwo się zgodził. Dzięki temu koszty były niewielkie. Sesja zdjęciowa do billboardów trwała 7 minut. Nikomu w Fundacji wcześniej o niej nie mówiłam. Bałam się, że jak opowiem, to już nie będę w stanie jej zrobić. Łączyła się dla mnie z wielkimi emocjami. Była trudna także dla fotografa. Nikt z nas nic nie mówił. Zawiesiliśmy folie, przyszłam w szlafroku i trzeba było od razu skoczyć na głęboką wodę i po jednej stronie, i po drugiej. To był dla mnie bardzo duży próg. Po raz pierwszy w życiu zrobiłam takie zdjęcia.
Ta niezwykła sesja kończy Twój rok magicznego myślenia?
Ewa: Tak, jedynie na deskach teatru odtwarzam go wciąż na nowo.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.